Rozmawiała Marta Antosz
Spotkaliśmy się z Damienem Sissonem, legendarnym basistą zespołu Death Angel, nominowanym do nagrody Grammy, aby porozmawiać o jego nowej wytwórni płytowej Shake N Bake Records, procesie twórczym i miłości do muzyki.
Jak wpadłeś na pomysł założenia Shake N Bake Records?
Damien: Shake N Bake, powstało z konieczności. Branża muzyczna zmienia się szybko, z dnia na dzień, z roku na rok, z dnia na dzień. Wiesz, jestem oldschoolowcem. Dorastałem w czasach, kiedy trzeba było zapłacić za występy. Masz zespół, tworzysz swoją tożsamość i grono fanów wokół tego zespołu, a potem wychodzisz i razem podbijacie świat. Ale obecnie wszystko się zmieniło i najlepiej ujął to Jack Gibson z Exodus, mówiąc: „Jestem sprzedawcą koszulek. Jeżdżę od stanu do stanu i gram koncerty, żeby sprzedawać koszulki”. Ponieważ branża się zmienia, powodem założenia Shake N Bake było powrót do tego, dlaczego zająłem się muzyką. Chcę móc wyrażać siebie. Chcę móc się komunikować się poprzez muzykę. Chcę móc współpracować z moimi przyjaciółmi… i nie być ograniczanym przez styl, gatunek, wytwórnię czy ograniczenia związane z koniecznością wypełnienia zobowiązań finansowych lub trasy koncertowej. Wszystkie te czynniki mogą mieć znaczenie i prawdopodobnie w pewnym momencie będą miały znaczenie dla Shake N Bake Records, ale tak naprawdę chodzi o to, aby móc grać, komponować muzykę i wydawać ją, ponieważ to właśnie kocham robić i to właśnie kochają robić moi przyjaciele i rodzina. Nie chodzi o pieniądze ani sławę – te rzeczy są wspaniałe – ale robimy to, ponieważ kochamy muzykę. Kochamy grać muzykę, kochamy ją komponować i kochamy współpracować ze sobą. To właśnie jest fundament Shake N Bake Records.

Czy możesz mi powiedzieć, czym różni się to od twojej codziennej pracy z Death Angel? Jakie jest największe wyzwanie, porównując te dwa projekty? Czym różni się proces twórczy? Bo dla mnie
i dla Ciebie może to być oczywiste, ale dla naszych czytelników niekoniecznie.
Damien: To dwa różne światy. W Death Angel pracuję w ramach podmiotu, którego jestem częścią. Jestem trybikiem w zegarku. Nie jestem samym zegarkiem – jestem trybikiem w nim. Dlatego zawsze staram się być świadomy i szanować kulturę, która istniała przed moim przybyciem. I to jest jedna
z pięknych rzeczy w heavy metalu. To jedna z pięknych cech kultury thrash metalowej. Myślę, że coraz więcej osób odkrywa to podczas festiwali – heavy metal to międzynarodowa społeczność, która wykracza poza członków zespołów i samych artystów. Kiedy jestem z Death Angel, muszę pamiętać, że istnieje cała kultura, która istniała na długo przed moim pojawieniem się. Będzie ona istnieć długo po tym, jak odejdę. Kiedy gram z Death Angel, staram się mieć do tego wielki szacunek. W przypadku Shake N Bake jest prawie odwrotnie, ponieważ jest to moja własna kultura. Z braku bardziej elokwentnych słów, moja kultura naprawdę wynika z podejścia: „P******* to, zrobię to tak, jak chcę.” Robię to, ponieważ nie chcę krytykować innych ludzi i mówić: „Oto, jak ja bym to zrobił” lub „Tak mi się to podoba”. Shake N Bake daje mi możliwość, by naprawdę nie czuć się zobowiązanym do przestrzegania zasad, gatunków muzycznych, niczego, tylko podążać za własną chęcią pisania i grania muzyki.
Dzielić się, tworzyć i komunikować poprzez muzykę?
Damien: Tak, to proste. Różnica w stosunku do Death Angel polega na tym, że chcę szanować wszystko, co jest wpisane w tę kulturę i stanowi jej integralną część. W przypadku Shake N Bake uważam, że nie ma znaczenia, z jakiej kultury pochodzisz, ale to, co wnosisz ze swojej kultury, aby wzbogacić kulturę Shake N Bake. Nie jest to nic konkretnego. Jest to projekt „ponad gatunkowy”, obejmujący różne grupy demograficzne, aby przemawiać do każdego. Nie musisz być stąd, aby się tu znaleźć, o ile wiesz, jak to zrobić. Skupiamy się więc na muzyce, a mniej na wizerunku.
Jak wygląda Twoje codzienne życie w Shake and Bake? Masz jakąś rutynę, czy chodzi tylko o proces twórczy?
Damien: W Shake N Bake staram się pracować od poniedziałku do piątku. Zazwyczaj robię coś również w sobotę i niedzielę, zwłaszcza jeśli muszę ponownie nagrać partie basu lub gitary albo wokalista wysyła coś z powrotem, nie chcę, żeby ludzie na mnie czekali. Zabieram się do tego. Nigdy w życiu nie spędzałem tak dużo czasu przed komputerem. Założenie wytwórni to założenie firmy. Jest wiele rzeczy, których trzeba się nauczyć, zakładając firmę. Trzeba uzyskać numer EIN (numer podatkowy, przyp. Redakcja). Trzeba złożyć dokumenty w Departamencie Stanu. Trzeba założyć firmowe konto bankowe… Jest wiele spraw administracyjnych – „nieprzyjemnych spraw” – których muzycy boją się jak ognia, wiesz? Ja też się tego bałem, ale tak jak przy jedzeniu słonia, trzeba po prostu robić to krok po kroku. Rozumiesz, o co mi chodzi? Po zrobieniu tych rzeczy, fajne jest to, że kiedy rozmawiam z moimi przyjaciółmi, innymi muzykami, innymi artystami, którzy zmagają się z tymi sprawami, mogę powiedzieć: „Hej, nie myślcie, że musicie brać wszystko na siebie. Oto mała rzecz, której możemy się nauczyć”. I tak właśnie jest. Rozpoczęcie działalności gospodarczej, założenie wytwórni, zaangażowanie się w te wszystkie sprawy to wielki biurokratyczny proces. Jedną z największych zalet grania muzyki, oprócz możliwości komunikowania się z ludźmi poprzez muzykę, było to, że było to jak kod oszukańczy. Myślałem: „Ooo, nie muszę grać w biurokratyczną grę. Nie muszę siedzieć w biurze. Nie muszę piąć się po szczeblach kariery”. I wiecie, niekoniecznie piąłam się po szczeblach kariery, ale jestem w biurze
i gram w biurokratyczną grę (śmiech). Muszę śledzić liczby i wszystkie te rzeczy. W ten sposób jako artysta, muzyk, kiedy już załatwisz wiele tych wstępnych spraw, możesz ruszyć do przodu. Nie musisz ciągle do nich wracać. Może jest tylko kilka rzeczy, które musisz sprawdzić, jak opłaty roczne i takie tam. Ale w większości przypadków spędzam dużo czasu przy komputerze, bo na tym etapie działalności jest tyle rzeczy do zrobienia, a nie mam dużego zespołu ludzi. Mój zespół jest super, ale każda osoba ma też swoje codzienne obowiązki. Każdy ma swoje życie. Każdy ma rachunki do zapłacenia. Dlatego zajmuję się edycją grafiki, edycją wideo, dystrybucją. Trudnością jest skłonienie moich artystów i mnie samego do zajęcia się prawami wykonawczymi, publikowaniem, dochodami ze streamingu, licencjami mechanicznymi… jak upewnić się, że wszystkie pieniądze, które są do wzięcia, są faktycznie rozliczane. Szczerze mówiąc, mógłbym mówić o tym bez końca, ponieważ prowadzenie firmy wiąże się z wieloma obowiązkami. Jednak ze względu na czas i aby nie zanudzać słuchaczy, zakończę tutaj: spędzam dużo czasu na edycji komputerowej. Nadal jest to twórcza praca – i to jest fajne – mimo że odbywa się na komputerze, lubię tworzyć grafikę komputerową typu. Lubię edytować wideo, to nadal jest twórcze. Nadal jest rytmiczne. Nadal trzeba być na czas. Po prostu różni się troszkę od grania na instrumencie.
Opowiedz mi o „Cascading Lights”. Jak powstał ten utwór?
Damien: Jeśli chodzi o utwory, w których biorę udział, lubię współpracę. Myślę, że istnieją niesamowici geniusze, którzy potrafią zrobić wszystko sami, są oni jednoosobowymi show. Uwielbiam takich artystów, ale nie należę do nich. Zawsze lubiłem współpracę. Zawsze uważałem, że niespodzianka i esencja oraz mistyka próbowania uchwycenia tego z kumplem lub kumplami, w jakiś sposób zawsze przynosiły rezultaty inne, ale lepsze niż się spodziewałem. Dlatego wolę współpracę. „Cascading Lights” to utwór, który po prostu nie znalazł swojego miejsca w Death Angel ani nigdzie indziej. A odkąd jestem w Death Angel, wiele twórczych przedsięwzięć i innych projektów po prostu poszło w odstawkę. Tak więc „Cascading Lights” to kompozycja, którą miałem od dawna i która powstała, gdy próbowałem nauczyć się nowych technik. W tym utworze nie jest to najbardziej konwencjonalna technika gry na basie. Niekoniecznie można to stwierdzić, słuchając utworu, ponieważ nie uważam, że bas musi koniecznie wyskakiwać i uderzać słuchacza w twarz, ale techniki są nieco niekonwencjonalne i początkowo były to techniki, które próbowałem ćwiczyć. Mając współlokatorów i partnerów, nigdy nie miałem naprawdę bezpiecznego miejsca do ćwiczeń. Więc wyrobiłem sobie nawyk, że jeśli mam ćwiczyć w obecności innych osób, to musi to być przynajmniej minimalnie słuchalne, może nie muzykalne, ale minimalnie słuchalne. Ta piosenka naprawdę powstała z próby uczynienia techniki słuchalną. A kiedy już miałem jedną lub dwie części, reszta sama się napisała. Bardzo popieram formułę Beatlesów, formułę A-A-B-A, czyli zwrotka/refren, część środkowa, zwrotka/refren; ściana dźwięku Phila Spectora, bardzo podobna formuła. To samo powiedziałbym o jazzie i bluesie: mają one znane formuły, a ideą nie jest koniecznie oszukiwanie słuchaczy, ale umożliwienie każdemu znalezienia własnego sposobu interpretacji i uczestniczenia w muzyce. Większość moich piosenek i większość tych piosenek jest więc dość prosta. Nie potrzebuję mnóstwa partii jak w Dream Theater, aby stworzyć piosenkę. Czasami potrzebuję tylko jednej partii. Ta piosenka naprawdę powstała z jednej partii, a następnie była kontynuowana jako ćwiczenie z pisania piosenek. Żadna piosenka nie jest idealna. Idealna piosenka nigdy nie została napisana, więc ćwiczenie tej techniki jest również ćwiczeniem z ich pisania. W pewnym momencie podczas pandemii wysłałem ten utwór do Jordana Wolfa, mojego dawnego przyjaciela, z którym graliśmy razem w zespole Premeditated. Mimo że nasze drogi się rozeszły, jego wkład muzyczny zawsze wydawał mi się bogaty, rozwijał swoje partie. Nie wiem, jak to ująć – to nie jest tak, że jedna linia się powtarza – ale jego partie rozwijają się w miarę postępu utworu zawsze uważałem to za interesującą cechę – coś, czego nie doświadczyłem u innych wokalistów. Podczas pandemii wysłałem mu tę piosenkę. W pewnym momencie odesłał mi ją z powrotem. Przez jakiś czas zwlekałem z pracą nad nią, aż w końcu spotkałem perkusistę Alonzo, który mieszka tutaj, w Meksyku, w Toluca, niedaleko stąd. Przez około miesiąc lub dwa chodziłem do jego domu i po prostu staraliśmy się nagrać jak najwięcej piosenek, zanim nasze życie znów stało się intensywne. A to była jedna z pierwszych. Wokal wrócił. I właściwie ostatnią rzeczą, która została dodana, była gitara Bud Burke’a. Mieliśmy to już od jakiegoś czasu. Przeszliśmy przez różne fazy z syntezatorami, a ja pomyślałem – wykorzystałem Buda do tak wielu rzeczy, on zawsze daje radę – więc w ostatniej chwili wysłałem mu to, a on mi to odesłał, a potem to dostaliśmy, poszliśmy do studia i zmiksowaliśmy. Krótko odpowiadając na Twoje pytanie…
A co z „When They Will Come” z Dylanem?
Damien: Dylan był kolejnym kolegą z Santa Rosa z tego samego okresu. To są osoby, które znałem jeszcze przed thrashem, przed Death Angel. Dylan i ja występowaliśmy razem. Kiedy byliśmy w liceum, mieliśmy wspólnych znajomych, chociaż nie chodziliśmy do tej samej szkoły. Mniej więcej rok po ukończeniu liceum mój przyjaciel, który mieszkał na tej samej ulicy, grał na perkusji. Wspomniał, że zakłada zespół grunge’owy inspirowany Seattle. Grali covery Alice in Chains, Mad Season i Soundgarden. Pomyślałem: „Wow, ten facet potrafi to zaśpiewać, pójdę posłuchać”. Dylan jest jedną
z tych osób, które nie potrzebują rozgrzewki ani ćwiczeń. Po prostu podchodzi do mikrofonu i śpiewa z niesamowitą mocą. Znajomość kogoś z talentem wokalnym jest ważna, niezależnie od tego, czy życie daje okazję do założenia z nim zespołu… ale piosenkarzy, którzy zapadają w pamięć… niełatwo znaleźć. Jest wielu frontmanów, wykonawców i artystów estradowych, ale ich talenty nie zawsze przekładają się skutecznie na środowisko nagraniowe. Dlatego zawsze pamiętałem Dylana. Ta kompozycja powstała w naszych początkach i zawiera progresję, którą, jak pamiętam, bardzo mu się podobała. Mówił: „O, stary, ta progresja…”. Był to w zasadzie refren. Nigdy nie było zwrotki, więc improwizowaliśmy w tej części.
W końcu zaaranżowałem ją, nadając jej formę AABA. Dodałem zwrotkę, wysłałem mu ją, a on nieco ją zmienił. Jeśli chodzi o gitarę, Bud nie zagrał wszystkich partii, ale powiedziałem: „Hej, Bud, możesz po prostu zagrać solo?”. Podejrzewam, że Bud obudził się pewnego ranka, szybko coś skomponował
i wysłał nam. Jest po prostu wirtuozem. Ponadto zaprosiliśmy do współpracy Fede, niesamowitego perkusistę z Meksyku. Ten prawdziwy dżentelmen przybył do studia, prawdopodobnie nie słysząc wcześniej utworu, i wykonał około trzech lub czterech ujęć. Ostatecznie wykorzystaliśmy pierwsze ujęcie. Przybił piątkę, założył koszulę i wyszedł. Fede jest absolutną gwiazdą rocka. Następnie udaliśmy się do studia z Alexem Torresem, który wszystko zmiksował; pod wieloma względami jest on dla mnie mentorem. Przekazał nam znaczną wiedzę techniczną na temat konfiguracji programów DAW, projektowania dźwięku i miksowania. Ponieważ jest nieco młodszy, dobrze dostrzega elementy, które mi umknęły. Dobrze jest przebywać w towarzystwie młodszych ludzi, oni rozumieją technologię! Poszliśmy do studia i wszystko się ułożyło. Chociaż te piosenki przeszły wiele procesów i zmian, nigdy nie były „grane razem w jednym pomieszczeniu”.
A co z tekstami? Czy to Ty jesteś autorem tekstów do tych piosenek?
Damien: Nie, zawsze doceniałem wkład Jordana Wolfa w tworzenie tekstów; konsekwentnie oferuje wnikliwe spojrzenie. Dlatego, podobnie jak w przypadku partii gitary i perkusji, zazwyczaj tworzę szkielet, a następnie zachęcam wszystkich do zaangażowania się w swoje zadania. Jordan skomponował własne teksty. Podobnie Dylan napisał swoje teksty. Kiedy w studiu jestem proszony o wybór między jedną
a drugą linijką, przedstawiam swoją opinię, ale zdaję sobie sprawę, że ostateczna decyzja należy do autora tekstu. Zawsze opowiadam się za tym, aby ludzie czuli się odpowiedzialni za swoją pracę.
W przeszłości brałem udział w projektach „na zlecenie”: zespołach coverowych, zespołach weselnych, przedsięwzięciach innych artystów – uważam to za coś podobnego do pracy; kiedy ludzie czują się odpowiedzialni, zaangażowani i dumni, są bardziej zmotywowani do promowania i wkładania większego wysiłku w swoją pracę. W związku z tym, jako producent i aranżer, uważam, że czasami ważne jest, aby się wycofać i dać innym większą swobodę działania. Ostatecznie te teksty są ich własnymi i podobają mi się. Zawsze cieszę się, gdy inni zgłaszają się do pisania tekstów, ponieważ często jest to aspekt tworzenia piosenek, który uważam za najtrudniejszy.
Opowiedz mi o „The Forgotten Ones”? Jak wyglądała współpraca z Robem Cavestanym nad czymś innym niż Death Angel?
Damien: „The Forgotten Ones” był przyjemnym projektem. Nie jest to szczególnie stara kompozycja, prawdopodobnie napisana w połowie trasy koncertowej Death Angel w 2016 roku. Współpraca z Robem była doskonała. Wysłałem mu ten utwór wraz z kilkoma innymi podczas pandemii, a on odesłał mi ten, wyrażając swoje uznanie. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, czego się spodziewać, ponieważ zazwyczaj gramy razem metal. Jednak on całkowicie porzucił metalowy klimat, do tego stopnia, że poprosiłem Alexa, aby dodał do kompozycji trochę mocy i metalu. Cenię wkład Roba, ponieważ w istocie to, co zrobił, jest nieodłącznym elementem etosu Shake N Bake. Dobrze znam Roba Cavestany’ego, ponieważ gram z nim od 15 lat. Odbyliśmy wiele rozmów w tour busie i uważam go za niesamowitego „metalowca”. Death Angel zapłacił swoje długi i zdobył wiarygodność. Ale wiem też, że Rob ma głęboką pasję, entuzjazm i uznanie dla muzyki, która wykracza poza metal. Celem Shake N Bake zawsze było umożliwienie właśnie TEGO. Zdziwiłbyś się, ilu „metalowców” kocha Prince’a – oddanych swojej scenie, kulturze i występom – ale jednocześnie doceniających inne formy muzyki. Shake N Bake zapewnia taką możliwość bez poświęcania naszych ugruntowanych marek, rozczarowywania naszych fanów,
a jednocześnie zaspokajając nasze twórcze potrzeby. Kochamy metal, ale nadal jesteśmy muzykami, a nie wyłącznie „metalowcami”. Współpraca z Robem przy tym projekcie okazała się sukcesem. Wysłał mi utwory i nie wiedziałem, czego się spodziewać. Bardzo mi się podobały, mimo że były dość „niemetalowe”. Alex, inżynier miksowania i masteringu, zdecydował, że powinniśmy dodać ośmiostrunową gitarę, aby uzyskać nieco więcej mocy. Solo Roba jest niesamowite – podobało mi się wszystko, co wniósł do projektu, i opisałbym to doświadczenie jako wyjątkowo przyjemne, naturalne
i swobodne.
Z kim zamierzasz współpracować w następnej kolejności, jeśli możesz nam o tym opowiedzieć? Masz jakieś pomysły?
Damien: Mam w zanadrzu kilka ekscytujących niespodzianek. Posiadam już utwory z udziałem utalentowanych osób, które są na ukończeniu. Chociaż nie mogę w tej chwili zdradzić zbyt wiele, mogę potwierdzić, że pojawią się na nich członkowie zespołu „Death”. Mieszkam w Meksyku, więc sceny są nieco od siebie oddzielone. Kiedy utwór jest gotowy, wolę iść naprzód i nie roztrząsać drobnych szczegółów. Nie można wydawać materiału przedwcześnie, ponieważ czas ma ogromne znaczenie we wszystkich aspektach życia – we wszechświecie, a zwłaszcza w muzyce. Nadejdzie odpowiedni moment i pojawią się kolejne wydawnictwa. Współpraca będzie nadal różnorodna i ciekawie będzie zobaczyć, jak się rozwinie. Artyści i słuchacze znajdą się w kontekstach lub sytuacjach, które wcześniej były im nieznane, więc w przyszłości będzie znacznie więcej współpracy. Chciałbym zdradzić więcej, ale to zepsułoby niespodziankę. Zanim ujawnię nazwiska tych współpracowników, chcę się upewnić, że czują się komfortowo z zakresem swojego zaangażowania.

Czy planujesz w przyszłości coś w rodzaju trasy Mystics of Tomorrow?
Damien: Najpierw chciałbym zorganizować coś w stylu „Tiny Desk Concerts”. Trasy koncertowe byłyby super i dałyby szansę na zaprezentowanie utalentowanych osób, takich jak Bud, który zasługuje na większe uznanie. Trasa koncertowa byłaby niesamowita, biorąc pod uwagę wystarczający budżet,
i mógłbym zebrać utalentowaną grupę muzyków, którzy są bardzo wszechstronni, ale w tej chwili „Tiny Desk Concerts” i podobne formaty mogą zapewnić bardziej swobodną atmosferę bez presji. Dzięki takim koncertom każdy mógłby to oglądać, nie trzeba występować przed publicznością, wokaliści mogliby się cofnąć i śpiewać w chórku. I zamiast dostosowywać wokalistę do piosenki, co często się robi, dostosowujemy piosenkę do wokalisty. Myślę, że coś w rodzaju „Tiny Desk Concert” byłoby przyjemne.
I wszyscy mogliby wymieniać się instrumentami. Nie trzeba by się więc zbytnio martwić o miejsce
i dźwięk na żywo. Coroczna lub półroczna transmisja ze specjalnymi gośćmi byłaby fajna i miejmy nadzieję, łatwa do zorganizowania.
Wspomniałeś, że jesteś otwarty na współpracę z innymi zespołami, które chciałyby nagrać płytę nagrywać za pośrednictwem Shake N Bake Records. Czy mógłbyś mi opowiedzieć trochę o tym, jak ktoś, kto słucha naszego wywiadu i myśli: „A co tam, może powinienem to sprawdzić”, jak powinien się za to zabrać?
Damien: Kluczowym aspektem jest zmiana sposobu myślenia. Jak już wspomniałem, wytwórnie ewoluują. Tradycyjnie można by oczekiwać budżetu na trasę koncertową, budżetu na nagrania
i widocznego miejsca w publikacjach. Jednak obecnie postrzegam wiele wytwórni jako firmy PR, które funkcjonują również jako banki. Zapewniają kapitał oprocentowany, nawiązują kontakty, ale za odpowiednią opłatą. Jeśli zwrot finansowy nie zostanie osiągnięty, artysta niestety pozostaje bez środków. Ich działania nie zawsze są zgodne z interesami artystów. Wiele wytwórni zaczyna oceniać artystów w sposób podobny do tego, w jaki sklepy spożywcze postrzegają pracowników – czy są oni częścią firmy, czy też są postrzegani jedynie jako koszt? Dlatego artysta pragnący nawiązać współpracę z Shake N Bake musi przyjąć współczesną perspektywę. Nacisk kładziony jest na platformy cyfrowe, streaming i dostępność. Płatności za muzykę stają się coraz mniej powszechne. Aby generować dochody, nacisk przenosi się na merchandising, reklamy i sponsoring poprzez lokowanie produktów. Myślę, że wszyscy artyści chcieliby reprezentować swoje ulubione marki muzyczne w sposób korzystny zarówno dla nich samych, jak i dla marek. Nie ma jednak sensu produkować dużych ilości niesprzedanych albumów lub odzieży. W przypadku Shake N Bake podejście polega na promowaniu singli i zapewnianiu najwyższej jakości muzyki. Chętnie skorzystałbym z okazji, aby współpracować
z większą liczbą artystów. Obecnie współpracuję z Waymakerem, starym przyjacielem, oraz Budem Burke’em, innym długoletnim znajomym. Zasadniczo przekonałem ich do udziału. Powiedziałem im coś w stylu: „Chłopaki, potrzebuję artystów do mojej wytwórni. Nie pozwólcie, aby Wasza muzyka przepadła. Wypuśćcie ją na rynek. Ja zajmę się resztą”. Wszyscy skorzystalibyśmy na silniejszej obecności w sieci, jednak dla mnie priorytetem jest jakość muzyki. Kiedy Waymaker przesłał mi swoją muzykę, aby pokazać mi, „czym się zajmuje”, od razu mi się spodobała. Miałem taką reakcję, że włosy stanęły mi dęba na ramionach. Zawsze czułem, że w multiwersie Marvela bylibyśmy razem w odnoszącym sukcesy zespole, gdzieś tam. Jego wrażliwość jako dzieciaka z ulicy, pokazującego innym swoje inne oblicze, nie jest komfortowa. Powiedziałem mu: „Stary, nie martw się, jeśli to nie jest metal, jeśli nie pasuje do tego, jak ludzie cię postrzegają. To jest prawdziwe. To jesteś TY”. Jest to nawet BARDZIEJ prawdziwe, ponieważ nie zostało stworzone z myślą o tym, że ktoś to usłyszy, bez presji, aby wywrzeć wrażenie. Dla mnie jest to o wiele bardziej artystyczne niż wiele rzeczy, których doświadczamy obecnie. Przekonałem więc Waymakera, aby wydał swoją muzykę, ponieważ jest ona prawdziwa. Buda Burke również, chociaż jest super-shredderem, a ja zazwyczaj nie jestem fanem tego typu muzyków, uwielbiam jego umiejętność wplatania swojej osobowości w grę. Jest bardzo liryczny w swoich umiejętnościach shredderowych
i rozsądny w tym, że chociaż ma mnóstwo riffów, jego priorytetem jest zawsze uczynienie muzyki bardziej interesującą, co odróżnia go od innych, którzy po prostu chcą być zauważeni. Jego osobowość jest doceniana na wiele sposobów, nawet poza muzyką, a kiedy gra na gitarze, można usłyszeć wszystkie te aspekty jego osobowości w jego muzycznych fragmentach i frazach. Powiedziałem mu: „Masz te piosenki i nic z nimi nie robisz, jeśli pozwolisz mi je wydać, pokocham je jak własne”, i to jest zasada, którą mogę zaproponować artystom chcącym współpracować z Shake N Bake.
Bardzo dziękuję, Damien.
Damien: Dziękuję, Marto.
Posłuchajcie nowego singla „From Beginning To Beginning”/Bud Burke wydanego prez Shake N Bake Records: https://open.spotify.com/track/419o2QQsDWpMFMOVBHhHaEWebsite
Strona internetowa: https://www.shakenbakerecords.com/
Facebook: https://www.facebook.com/profile.php?id=61573984572661#
Instagram: https://www.instagram.com/shakenbakerecords/
Youtube: https://www.youtube.com/@ShakeNBakeRecords
Spotify: https://open.spotify.com/artist/01lW3vxuJQGsxlfKknMvFR
LinkTree: https://linktr.ee/ShakeNBakeRecords
Zdjęcia i grafika: Damien Sisson.