Wywiad z zespołem Deadline po występie na Wacken Open Air

Po ich triumfie w polskich eliminacjach do Wacken Metal Battle i występie na Wacken Open Air — udało mi się porozmawiać z członkami zespołu Deadline. O kulisach udziału w konkursie, festiwalowych zaskoczeniach, procesie tworzenia ich ostatniego albumu, a także o tym, dlaczego kalosze są tak samo ważne jak gitara — opowiadają Sebastian Sojka i Michał Stemplowski (Stempel)

Co skłoniło Was do udziału w Wacken Metal Battle Polska?

Sebastian:

Mieliśmy postanowienie, że nie zgłaszamy się już do żadnych konkursów. Ale… no właśnie — Wacken Open Air to jednak Wacken. Prestiż tego festiwalu sprawił, że zrobiliśmy wyjątek.

Jak wyglądały przygotowania po ogłoszeniu wyników? Jakie były największe obawy?

Stempel: Przede wszystkim nie mogę powiedzieć, że byliśmy inaczej nastawieni — bez wątpienia byliśmy zaskoczeni wynikiem. Będąc na miejscu podczas finału Wacken Metal Battle Polska w Warszawie, mieliśmy okazję zobaczyć na scenie wiele znakomitych zespołów, które dały z siebie wszystko. Szczerze mówiąc, na moment przed ogłoszeniem wyników byłem przekonany, że zwycięży zespół My Own Abyss i że po tym szybko wrócimy do domu. Tymczasem Titus ogłosił, że to my wygrywamy, co mnie kompletnie zaskoczyło. Nasz drugi gitarzysta, Paweł (Paweł Sędziak), był chyba najbardziej zaskoczony z nas wszystkich, bo nawet nie było go na początku ogłaszania wyników (śmiech).

foto Romana Makówka

Seba: Ja z kolei czułem, że mamy szanse na wygraną. W Warszawie zagraliśmy bardzo dobry koncert, aczkolwiek zupełnie odmienna stylistka, prezentowana przez pozostałe zespoły, cały czas stawiała w mojej głowie znak zapytania, ponieważ to już kwestia gustu więc wszystko mogło się zdarzyć. Ostatecznie jury postawiło na nas, co bardzo mnie ucieszyło.

Stempel: Po ogłoszeniu wyników wiedzieliśmy już, że jedziemy dalej, co wiązało się z dwoma problemami. Pierwszym z nich byłem ja —w terminie festiwalu miałem zaplanowany urlop, więc musieliśmy zdecydować, czy wystawimy basistę rezerwowego czy uda mi się przesunąć swoje plany. Ostatecznie udało się zmienić termin urlopu, choć wiązało się to z pewnymi komplikacjami, jak np. kwestia znajomych, z którymi ten wyjazd mieliśmy zaplanowany.

foto Romana Makówka

Drugim wyzwaniem było przemyślenie, czy zagramy ten sam set, co podczas finału w Warszawie czy też wprowadzimy zmiany. Nie mieliśmy stuprocentowej pewności, jak będzie wyglądać organizacja występu — czy będziemy mieli taki sam czas na grę i przygotowanie sprzętu czy też warunki będą inne. W Warszawie mieliśmy 30 minut na przepięcie, nagłośnienie oraz występ, więc obawialiśmy się, czy tym razem będzie podobnie czy też inaczej.

Ponadto zastanawialiśmy się nad formą samego występu — jak poprowadzić show, jaką narrację zbudować z publicznością oraz jak się zachować na scenie i podczas wejścia. Naszym celem było przede wszystkim wypaść naturalnie oraz pokazać, że jesteśmy zgraną grupą, a materiał, który prezentujemy na żywo, jest dopracowany i w pełni nas reprezentuje.

Sebastian: Przygotowania do koncertu na Wacken nie różniły się istotnie od standardowych przygotowań do naszych występów. Niemniej jednak, przez pewien czas pod znakiem zapytania pozostawał wybór setlisty. Dopiero po ustaleniu dokładnego czasu trwania koncertu oraz organizacji występu na miejscu mogliśmy zaplanować repertuar. Ostatecznie zdecydowaliśmy się zaprezentować dokładnie ten sam zestaw utworów, który wykonaliśmy podczas koncertu w Warszawie, zachowując identyczną kolejność i formułę, bez żadnych zmian.

Rozważaliśmy dodanie jednego dodatkowego utworu, ponieważ na Wacken mieliśmy nieco więcej czasu. Jak wspomniał Stempel, w Warszawie mieliśmy łącznie 30 minut na rozstawienie sprzętu, szybki line check oraz sam występ, natomiast na Wacken otrzymaliśmy dodatkowe pół godziny pomiędzy zespołami, line check oraz 20 minut samego grania, co znacznie poprawiło komfort występu. Po przemyśleniu zdecydowaliśmy jednak, że dodanie kolejnego utworu mogłoby sprawić, iż cały występ będzie zbyt napięty czasowo. Dlatego też postanowiliśmy pozostać przy pierwotnej liczbie utworów, wykorzystując dodatkowy czas na interakcję z publicznością oraz inne elementy sceniczne.

Co najbardziej Was zaskoczyło na Wacken?

Sebastian & Stempel: Jednym słowem — błoto. I to nie byle jakie! Takie, które po prostu… przerasta wyobrażenia.

Stempel: To było coś, do czego trochę się przygotowywaliśmy, bo czytaliśmy fora, oglądaliśmy filmiki. I tak, tam pada deszcz, tam się zdarza błoto, ale dla mnie osobiście błoto to było coś, co przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałem się czegoś takiego absolutnie zobaczyć. Powiem więcej, ja do samego końca zastanawiałem się, czy brać kalosze i w zasadzie na dzień przed wyjazdem postanowilem, dobra, chyba znajdzie się miejsce w busie na te kalosze, to już wezmę. Lepiej mieć, niż potem żałować, że się tych kaloszy nie ma i to był strzał w dziesiątkę. Więc z rzeczy, które nas zaskoczyły najbardziej, to chyba było właśnie to.

Sebastian: Mogę się pod tym tylko podpisać, bo byłem dokładnie w takiej samej sytuacji, że gdzieś tam też od znajomych słyszałem, którzy byli na poprzednich edycjach, że weźcie sobie kalosze. jak tam popada, to musicie mieć kalosze. Mówię, nie, no w kaloszach, gdzie tam, niewygodnie w tych kaloszach, w zasadzie nie pamiętam, kiedy ostatni raz nosiłem takie buty, chyba jako dziecko. Całe szczęście nasz techniczny Marcin przyszedł na jedną próbę i przyniósł mi dodatkową parę kaloszy i mówi, masz, mam tu jedną parę. Mówię, no dobra, jak już je przyniosłeś, to już je spakuję. Najwyżej się nie przydadzą. Okazało się, że to była najbardziej potrzebna rzecz zaraz po gitarze.

foto Romana Makówka

A co było najfajniejsze?

Sebastian: Dla mnie — sam występ. Energia ludzi, klimat festiwalu, wszystko to było niesamowite.Stempel: Dokładnie. Samo granie, kontakt z profesjonalną obsługą sceny, genialna organizacja. No i sam klimat festiwalu, line-up — dla mnie odkryciem był występ Papa Roach. Sam zespół oczywiście znałem, ale nie spodziewałem się takiej energii na scenie w ich wykonaniu.

Czy udział w Wacken już wpłynął na zainteresowanie zespołem?

Stempel: Zdecydowanie. Widzimy to po liczbach — więcej słuchaczy, większe zainteresowanie. Ale zdajemy sobie sprawę, że to tylko początek. Teraz wszystko zależy od tego, jak to wykorzystamy.

Sebastian: To jest szansa, nie nagroda sama w sobie. Trzeba działać, pracować dalej i iść za ciosem.

Wasz ostatni album „Dust and Bones and Oblivion” był dla Was przełomowy. Dlaczego?

Sebastian: Album stanowi dla nas swego rodzaju nowe otwarcie, można nawet powiedzieć – drugi debiut. Jest to nasz trzeci album w dorobku, jednakże powstał po trudnym okresie dla zespołu. Po wydaniu drugiej płyty skład uległ znacznym zmianom, a przez pewien czas zespół w ogóle przestał istnieć. Następnie wraz z Pawłem podjęliśmy się odbudowy grupy, wprowadzając nowego perkusistę oraz basistę.

Prace nad materiałem przebiegały w nowym składzie, bez presji czasu – zależało nam na tym, aby album powstał w sposób dopracowany i przemyślany. Proces twórczy trwał około 6-7 lat, co odpowiada mniej więcej przerwie między wydaniem drugiej a trzeciej płyty.

foto Romana Makówka
Reklama

Podczas tworzenia kompozycji, Paweł i ja zajmujemy się opracowywaniem riffów oraz szkiców utworów, nad którymi następnie pracujemy już w pełnym składzie  . Wokalista, Lancz, ma dużą swobodę w komponowaniu tekstów i aranżacji wokalnych. Nie ingerujemy w jego pracę, poza drobnymi korektami podczas sesji nagraniowej. Teksty tworzone są koncepcyjnie – album ma charakter konceptualny, podobnie jak poprzedni. Porusza on tematykę „marsjańskich teorii spiskowych” oraz kosmicznych opowieści o wojnie, wygnaniu i przetrwaniu, utrzymanych w klimacie science fiction. Opowiadają one o teoretycznej przeszłości Marsa i jego obecnym stanie, zakładając, że planeta ta była kiedyś zamieszkana. Szczegóły pozostawiamy słuchaczom, którzy mogą odnaleźć je w naszych tekstach, najlepiej podczas słuchania muzyki.

Muzycznie przyjęliśmy koncepcję łączenia ciężkich i technicznych brzmień z przestrzenią i ambientowymi elementami. Przykładamy wagę do tego, aby nasza muzyka nie była wyłącznie zwykłą death metalową łupanką, ale nosiła w sobie ładunek emocjonalny  w formie mrocznych i posępnych melodii oraz ambientów, co tworzy unikalne połączenie death metalu z post metalowym vibem.

Stempel: Historia związana z tym albumem jest dla mnie wyjątkowa. Nie uczestniczyłem ani w komponowaniu, ani w tworzeniu partii basu na tę płytę, jednak to właśnie ten album przekonał mnie do podjęcia się roli basisty, choć na co dzień jestem gitarzystą. Wcześniej grałem w zespołach takich jak J. D. Overdrive czy Hasiok, koncentrując się właśnie głównie na gitarze. Bas zacząłem ogarniać jedynie do użytku domowego, aby móc nagrywać partie basowe dla moich nowych projektów.

Kiedy Sebastian skontaktował się ze mną z propozycją dołączenia do zespołu jako basista, początkowo odmówiłem, tłumacząc się brakiem odpowiedniego sprzętu — miałem jedynie cyfrowe urządzenia przeznaczone do grania w domu. Sebastian zasugerował, abym przesłuchał materiał zespołu i sam ocenił, czy chciałbym dołączyć.

Czekałem więc na przesłanie nagrań, bo moje wrażenia dotyczące pierwszej płyty były raczej poniżej średniej. Drugi album oceniam jako poprawny, zawierający kilka ciekawych utworów, które do dziś często wykonujemy na koncertach i które bardzo cenię. Jednak album ten nie wzbudził we mnie większych emocji.

Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy otrzymałem od Sebastiana utwór „Phobos Eclipse”. Po jego odsłuchaniu zaniemówiłem — brzmiało to, jak zupełnie inny zespół, prezentujący poziom artystyczny znacznie wyższy niż poprzednie nagrania. Po zapoznaniu się z resztą materiału podjąłem decyzję, że chętnie spróbuję zmierzyć się z rolą basisty Deadline.

Od tamtej pory minęły już blisko cztery lata naszej współpracy.

Pracujecie już nad nowym materiałem?

Sebastian: Tak, już pracujemy. Nie idzie to błyskawicznie, bo jesteśmy wybredni, mamy też obowiązki poza muzyką. Ale chcemy skończyć płytę w tym roku, a w 2026 ją wydać. Może jakiś singiel jeszcze w tym roku — zobaczymy.

Stempel: Po Wacken mamy w sobie nowy ogień. Zakasaliśmy rękawy i działamy.

Czy to, że jesteście ze Śląska, jakoś wpływa na Waszą muzykę?

Sebastian: Nie. Zdecydowanie nie. Inspirują nas różne rzeczy, ale raczej nie ma to związku z miejscem zamieszkania. Ja na przykład często swoje inspiracje czerpię z muzyki filmowej.

Stempel: Zgadzam się. To, co gramy, wychodzi z naszych głów i gustów. Każdy z nas ma inne inspiracje i to się po prostu miesza.

To podrążmy temat inspiracji: Seba, kogo cenisz najbardziej jako kompozytora muzyki filmowej? A Ty, Stempel, jakie masz basowe inspiracje?

Sebastian: Nie mam jednego ulubionego twórcy. Często Shazamuję fajne fragmenty filmów, zapisuję te utwory na Spotify i słucham. Potem podobne dźwięki lądują u nas w ambientach. Gitarowo? Na pewno Vogg z Decapitated oraz Josh Middleton z Sylosis. A kiedyś, wiadomo — James Hetfield.

Stempel: Jednym z głównych powodów, dla których zdecydowałem się na zakup gitary basowej, była chęć nauczenia się partii basowej z utworu Sledgehammer Petera Gabriela. W tym przypadku inspiracja była bardzo konkretna – Tony Levin, wybitny basista i jeden z moich największych muzycznych autorytetów, który brał udział w wielu znakomitych projektach.

Ogromnie cenię również to, co dzieje się na poziomie partii basowych w twórczości Cory’ego Wonga. W tym przypadku odchodzimy od muzyki metalowej i przenosimy się w rejony funku oraz jazzu. Przez długi czas basistą w jego zespole był Sonny T, znany również ze współpracy z Prince’em. Wniósł on do muzyki Wonga niesamowitą energię i wyjątkowe brzmienie. Obecnie Cory współpracuje z innym basistą, jednak, gdy miałem okazję uczestniczyć w ich koncercie w zeszłym roku, występ zrobił na mnie ogromne wrażenie.

Warto w tym miejscu wspomnieć również o polskich muzykach, ze szczególnym wyróżnieniem Mariusza Dudy i jego działalność w zespole Riverside. To, co tworzy na basie, zarówno pod względem brzmienia, jak i kompozycji, zasługuje na szczególną uwagę. Jego styl gry i dźwięk, który uzyskuje, są naprawdę inspirujące. To właśnie ci artyści stanowią dla mnie najważniejsze muzyczne inspiracje w zakresie gry na gitarze basowej.

Czy w najbliższym czasie będzie można Was zobaczyć na żywo?

Sebastian: Na razie nie. Skupiamy się w 100% na nowym materiale. Chyba że wpadnie propozycja „nie do odrzucenia”, to zagramy. Ale świadomie teraz odpuszczamy koncerty. Najpierw nowy album, potem trasa.

I na koniec: co powiedzielibyście zespołom, które zastanawiają się, czy warto wystartować w Wacken Metal Battle?

Stempel: Warto. Nawet jeśli jesteście zespołem z dużym stażem. To szansa, której nie daje żaden inny konkurs — by zagrać na Wacken. A nawet jeśli nie wygracie — poznacie świetnych ludzi, zobaczycie, gdzie jesteście jako zespół, zbierzecie bezcenne doświadczenie.Sebastian: Dokładnie. To nie tylko konkurs — to przepustka do wielkiej sceny, która może być przełomem. Dla nas była.

Deadline: Ciężar, przestrzeń i Mars w tle Jeśli jeszcze nie znacie Deadline — to koniecznie nadróbcie zaległości. „Dust and Bones and Oblivion” to techniczny, ambientowy death metal z duszą i głową w kosmosie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *