Mayhem – Nigdy nie wierzyłem i wierzyć nie będę [WYWIAD]

Jeśli na obiad wybieracie czerninę zamiast pierogów z jagodami, to poniższa lektura jest specjalnie dla Was! Ile wspólnego z rzeczywistością ma obraz, który ukształtowaliście sobie w głowie o Mayhem? Czy bycie artystą to walka? Nie będziemy Wam spoilerować, ale tak – zapytaliśmy Necrobutchera także o tego, którego imienia głośno nie wypowiadamy.

Chciałabym zrozumieć potrzebę wypuszczenia tak sporej ilości albumów koncertowych.

Necrobutcher: Osobiście nie uważam, że nie mamy ich dużo w naszej dyskografii. Nigdy nie może być za dużo albumów koncertowych. Pierwszy – „Live In Leipzig” – był dla nas szczególną płytą, bo był to ostatni koncert z udziałem Deada. Wypuściliśmy go tylko w 1000 kopiach. Dogadaliśmy się wtedy z Roberto Mamarella z Obscure Plasma Records we Włoszech, że wyda to z korzyścią dla swojego zespołu. Reszta rzeczy, która pojawiła się pod naszym szyldem, to bootlegi jak chociażby „Live in Zeitz”. Nasz pierwszy oficjalny album koncertowy pojawił się w 1999 r. – „Mediolanum Capta Est”. To był gig klubowy, który zagraliśmy w tym samym roku i ten sam facet, Roberto Mamarella, przedstawił mi nagranie. Potem podpisaliśmy kontrakt z Season of Mist. Na początku naszej wspólnej podróży chcieli opublikować jakieś live-piosenki, więc dołożyliśmy swoją cegiełkę do kompilacji „European Legions”. To nie była kompletny koncert, ale kilka piosenek, z europejskiej trasy „Grand Declaration of War”. 15 lat później własnym sumptem wydaliśmy „De Mysteriis Dom Sathanas Alive”. Kilka lat temu wydaliśmy „Daemonic Rites”, którego premiera trochę się opóźniła z powodu COVID-19. Nie sądzę, że to jest za dużo albumów koncertowych jeśli weźmiesz pod uwagę 41 lat Mayhem na scenie.

Myślisz, że w pewien sposób oszukaliście ludzi wizerunkiem mrocznych satanistów? Jak blisko Ci do tej – bądź co bądź – religii?

Necrobutcher: Nikogo nie staraliśmy się oszukać. Zaczęliśmy naszą karierę w Norwegii w 1984 roku. Byliśmy chrześcijańskim krajem, który został zniszczony przez religię państwową na wielu poziomach. Byliśmy młodzi i takie rzeczy nam przeszkadzały. Można powiedzieć, że byliśmy buntownikami, więc wybraliśmy ten kierunek jako naszą drogę do rebelii. Zaczęliśmy krzyczeć odkrywając ich głupotę. Inwencja Szatana wywodzi się z chrześcijaństwa. A ja chrześcijaninem nie jestem. Samo podważanie koncepcji Boga w obrazie chrześcijan jest odbierane jako satanizm. I oczywiście tak stało się z Mayhem. Możesz nazwać to jak chcesz, ale chrześcijanie nazywają to satanizmem. Ale tak, atakowaliśmy głupotę tej religii. Możesz nazwać to satanizmem. Ale potem ludzie zaczęli myśleć za siebie samych. Ta religia jest niczym innym jak kluczem kontrolnym dla rządu. Nie potrzebujemy już tego. Teraz mamy odpowiednich polityków u władzy. Jesteśmy częścią zmiany. Norwegia gwarantuje wolność wyznania. Jeśli satanizm został wymyślony przez chrześcijaństwo, to nie wierzę w żadne z nich. Nigdy nie wierzyłem i wierzyć nie będę.

Dokonaliście ciekawego zabiegu marketingowego tworząc koszulki, które będą sprzedawane na konkretnym terytorium.

Necrobutcher: Zaiste. Wiesz… mamy fanów w prawdopodobnie ponad 100 krajach. Zagraliśmy w 64 z nich. Chcemy zrobić coś bardziej personalnego dla różnych regionów. To pozwala stworzyć głębsze wspomnienia związane z danym miejscem. Tym samym wyrażamy szacunek naszym fanom i zainteresowanie kulturą danego kraju. Dodajemy coś, co jest charakterystyczne dla danego regionu, żeby stworzyć coś wyjątkowego. Jeśli gramy np. w Hongkongu i na tę okazję stworzymy 100 t-shirtów, to należą one do edycji limitowanej, która nie zostanie wznowiona. Możesz kupić t-shirt za 30 euro, a 10 lat później możesz go sprzedać za 100 euro.

Czy Polska również może liczyć na taki „smaczek”?

Necrobutcher: Mamy odpowiednich ludzi, którzy zajmują się tym tematem. Nie wiem, co aktualnie przygotowują, ale mam nadzieję, że zrobią coś extra. Jeśli nie z okazji występu w Polsce, to może przy okazji sierpniowego Brutal Assault w Czechach. Myślę, że w Warszawie zagramy dwugodzinny set. Powinniśmy grać tam w poprzednim roku, kiedy obchodziliśmy 40-lecie. Teraz jesteśmy w 41. roku życia Mayhem . Niestety, było trochę miejsc, w których nie udało nam się zagrać, a jeździliśmy praktycznie po całym świecie. Teraz nadrabiamy koncerty w krajach, które nie miały okazji doświadczyć 40-letniej potęgi Mayhem. Polska jest jednym z tych krajów i cieszymy się, że teraz jesteśmy w stanie to zrobić. Tego możecie oczekiwać.

Jak Wy to robicie, że jeszcze nie „zdziadzieliście” na scenie?

Necrobutcher: Dziękuję. Chyba. Wszyscy się starzejemy. Nikt nie znalazł sposobu, by zatrzymać ten proces. Odpowiadając na to pytanie z mojej perspektywy, nigdy nic innego nie robiłem. Jestem przyzwyczajony do życia na scenie. Widziałem, że niektórzy ludzie, których miałem przyjemność poznać i  którzy pracowali ciężko w fabryce, albo w jakiejś firmie, wyglądają na bardzo zmęczonych i to już 20 lat temu. Też bywałem zmęczony, straciłem wszystkie włosy. Zmieniałem się naturalnie. Nie jestem jednak tak bardzo przemielony przez życie, bo nie pracowałem ciężko w fabryce i nie wstawałem o 6 rano, jak wszyscy inni. Jasne, że kiedy gramy trasę, śpimy w autobusie przez 5 tygodni i gramy koncerty każdej nocy, to odczuwamy pewne niewygody. Po całej trasie wracamy jednak do domu. Doceniamy możliwości wynikające z tego, czego inni ludzie nie mają. Publiczność wynagradza spanie w hotelach i siedzenie w autobusie 6-7 godzin, żeby dojechać do miejsca przeznaczenia. Podczas koncertu następuje eksplozja energii. Im więcej ludzi, tym jest jej więcej. Najgorszą rzeczą dla artysty jest to, że jak wyjdzie na scenę, to okaże się, że pod nią jest tylko 10 osób. Wszyscy stoją i patrzą się na ciebie – jak grasz i obserwują na twoje błędy. Granie przed setką tysięcy ludzi jest o wiele łatwiejsze. Poza tym staram się dbać o siebie i dostarczać odpowiednią ilość snu. Uwielbiam spać. Jestem bardzo spokojnym człowiekiem i nie lubię się stresować. Trzeba trzymać się na „poziomie nerwowym”. Wierzę, że też próbuję jeść tak zdrowo, jak to możliwe.

Reklama

A czy perfekcjonizm nie tworzył dla Was żadnej przeszkody? Czasami może on utrudniać pracę…

Necrobutcher: Perfekcjonizm potrafi być przekleństwem. Powiedzmy, że jesteś malarzem. Malujesz i im dłużej pracujesz, tym więcej warstw nakładasz. W pewnym sensie trudno się zatrzymać. Trudno się dowiedzieć, kiedy malowanie jest już skończone. Czasami trzeba się zatrzymać się i powiedzieć: „Wiesz co? To wszystko.” To samo z muzyką. Kiedy robisz riff czy piszesz piosenkę to zawsze zadajesz sobie pytanie, czy to będzie wystarczające – np. wystarczająco ciężkie. Zawsze. W pewnym sensie jest to problem, ale ten problem sprawia też, że rezultat twoich poczynań może być jeszcze lepszy – zwłaszcza kiedy masz do czynienia z samą produkcją. Bycie artystą to walka. Także z własnymi ambicjami i potrzebą odniesienia sukcesu. Czasami czuję, że zostawiam trochę siebie w każdym koncercie, który gram. Jeśli to ma sens. Jesteśmy własnymi krytykami.

Czy krytycy planują zatem wydanie nowej płyty? Pod koniec 2024 roku powiedziałeś, że macie gotowych ok. 20 piosenek. Jeżeli umiem w kalendarz, to jesteśmy w drugiej połowie 2025.

Necrobutcher: Utwory nie są w pełni gotowe do publikacji. Powiedziałbym raczej, że mamy gotowych około 20 struktur. Pracujemy w studiu nagrywając nasz następny album. Wpadamy tam od września zeszłego roku. Myślę, że zamkniemy temat na ok. 12 piosenkach. Mam nadzieję, że wszystko będzie gotowe pod koniec bieżącego roku. Oczywiście nie mogę zdradzić jeszcze żadnych detali dot. tych piosenek. Jeśli nie zrealizujemy planu do końca roku, to płyta pojawi się na początku 2026. A potem – rzecz jasna – powrót na trasę koncertową. Kochamy grać w Polsce. Mamy tam dużo fanów. Zawsze wracamy do miast jak Kraków, Katowice czy Warszawa. Pracujemy także z polskimi technikami! Michał jest z nami od dekady.

Kto wyda ten album?

Necrobutcher: Century Media.

Wyczuwam kolejną okazję do rozmowy! Wylosowałeś następujące pytanie z dupy, albo – jak wolisz – pytanie niespodziankę. Co napisałbyś w liście miłosnym do… siebie?

Necrobutcher: Hahaha.. „Niespodzianka! Oto list miłosny do mnie. Miłego dnia!”.

Pozwolę sobie zapytać o waszego Voldemorta. Myślisz, że ludzie są w stanie zmienić siebie, przebywając w więzieniu?

Necrobutcher: Nie sądzę, by więzienie było dobrym miejscem wspierającym czyjekolwiek samodoskonalenie. Może to jest jednym z celów tej instytucji – moim zdaniem nie do osiągnięcia. Ludzie sami się zmieniają. Środowisko, w którym się znajdują, będzie miało na to wpływ. Będąc bardziej konkretnym – każdy zmienia się na przestrzeni 20 czy 30 lat. Nie poznałem Varga, więc nie czuję się też odpowiednią osobą na udzielenie odpowiedzi nawiązującej do jego osoby.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *