Nie każdy metal wpuścił do serca jego elektroniczną wersję. I może niektórzy doznają szoku, ale to nie Rammstein jest ojcem (ani tym bardziej matką) europejskiego industrial metalu. Usiądźcie wygodnie i zanurzcie się w opowieści o dawnych, teraźniejszych i tych czasach, które dopiero mają nadejść. Niech przemówi Jürgen Engler, wokalista Die Krupps.
Muszę przyznać, że 45 lat na scenie – nawet z przerwą – to imponujący wynik! Jak to jest być ważnym punktem w historii muzyki i dalej ją tworzyć?
Jürgen: Zajebiste uczucie! Ludzie myślą, że wywarliśmy większy wpływ, niż nam się wydaje. Przypominają mi, że traktują nas niczym bogów EBM i heavy metalu. Można nazwać Die Krupps prekursorem swego gatunku, bo kiedy zaczynaliśmy, to nie było wielu zespołów, które robiły to samo. Ministry to chyba jedyny zespół, który robiła coś podobnego na innym kontynencie, ale minęło trochę czasu zanim o nim w ogóle usłyszeliśmy. Chciałbym podziękować za uznanie, którego doświadczamy i przekonanie, że zapoczątkowaliśmy ten gatunek. Przetarliśmy szlaki dla zespołów jak chociażby Oomph! czy Rammstein.
Europejska wersja industrialnego metalu jest zdecydowanie inna od amerykańskie i zgodzę sie z tym, że wpłynęliśmy na brzmienie i rozwój industrialnego metalu w Europie. I myślę, że jest to bardzo dobra rzecz. Po drugie, byliśmy bardziej czynnikami prawdziwej industrialnej muzyki, jednymi z tych, którzy podłożyli fundamenty. Był też Throbbing Gristle z Wielkiej Brytanii. Ale to „Stahlwerksymphonie”, nasz pierwszy album, był tym, który po raz pierwszy był wypełniony w pełni industrialnym dźwiękiem. Później stworzyliśmy albo współtworzyliśmy EBM w połączeniu z DAF, Deutsche Amerikanische Freundschaft. Byliśmy zawsze kilka kroków do przodu – zanim pojawiła się terminologia EBM czy industrialny metal. My już tam byliśmy!
A było coś, czego nie udało Ci się osiągnąć?
Jürgen: Nie zostałem milionerem. Gdy musisz utorować jakąś drogę, to jest to o wiele trudniejsze niż wpasowanie się w coś, co już istnieje. Tworzenie nowego stylu nie jest czymś, co od razu spotka się z akceptacją – trzeba dać ludziom czas na osłuchanie się i oswojenie z proponowanymi przez ciebie dźwiękami. Nie chcę, żeby to zabrzmiało negatywnie, ale kiedy Rammstein wkraczał na salony, to było im łatwiej. Pamiętam, jak wysłałem swoje pierwsze demo do wytwórni. Mówili, że nie można mieszać elektronicznej muzyki z metalowymi gitarami. Zapytałem, że czemu nie? Powiedziałem, że produkowałem metalowe bandy, takie jak Accu§er, Protector itd. Przez lata. Postawiłem na swoim – dla mnie to jest to, co powinno zaistnieć. Myśleli, że jestem szalony! Nikt by tak nie powiedział 15 lat później, bo gatunek już został stworzony. Ścieżka została wyrównana.
Czyli jest łatwiej tworzyć muzykę dzisiaj niż 40 lat temu?
Jürgen: Nie, nie jest łatwiej. Nie musimy wymyślać koła na nowo. Mamy nasz styl i się go trzymamy. Wcześniej było po prostu inaczej, bo, jak powiedziałem, próbowaliśmy czegoś, czego nikt przed nami nie zrobił. I mogły być one… niezrozumiałe albo znienawidzone przez ludzi. Przed Die Krupps miałem punkową kapelę Male i był to pierwszy taki projekt w Niemczech. Kiedy zaczynaliśmy, każdy nas nienawidził. Bo nie było innego punkowego zespołu. Nikt nie wiedział, z czym to się je – tę naprawdę szybką, agresywną muzykę. Ludzie nienawidzą tego, czego nie znają. Ludzie boją się zmian. Teraz nie musimy z nikim walczyć.
Ciężko jest stworzyć coś niezwykłego, ale uwielbiam to, co robimy. Wciąż potrafię czerpać radość z grania. Zwłaszcza podczas tras koncertowych. Przed chwilą zakończyliśmy tour z Ministry w Stanach Zjednoczonych. To było niesamowite. Każdej nocy graliśmy przed 2 tysiącami ludzi.
Miałeś ochotę dodać kiedyś carolina reaper do muzyki, aby trochę zaburzyć równowagę między elektroniką a metalem?
Jürgen: To zależy od piosenki. Niektóre wymagają większej dozy elektroniki, inne mniejszej. W tej chwili dźwięk jest bardziej połączony. Klawisze nie są prominentne w połączeniu, tak jak wcześniej. Teraz mocniej wybrzmiewa u nas gitara i ciężkie sekwencje. Są bardziej spójne. Słyszysz to na nowym albumie, nowym EP. Myślę, że uchwyciliśmy nasze dźwięki. Aby je stworzyć, nie musisz połączyć jednego z drugim. Możesz mieć oba, ale w końcu dźwięk będzie tylko jeden.
Mówisz o następnym albumie?
Jürgen: Tak. EP wyjdzie jako edycja limitowana, którą będziemy sprzedawać podczas nadchodzącej trasy koncertowej. Znajdą się na nim dwa single, ale także remiksy – m.in. Johna Bechdela z Ministry. Ale to jedna z kilku niespodzianek. Myślę, że ten EP pokaże, w którą stronę pójdzie nowy album. Longplay powinien ukazać się po trasie koncertowej. Myślę, że nastąpi to z końcem tego, bądź początkiem następnego roku.
Ile piosenek znajdzie się na długograju?
Jürgen: Na albumie będzie 12 piosenek. Planujemy solidne wydanie, np. artbook, z 3 czy 4 dodatkowe piosenki. Dlatego nadal nad tym pracuję. Chcę, żeby to była niezła gratka dla kolekcjonerów – numerowana.
Muzycznie będzie to kontynuacja ostatniego albumu, czy pojawią się jakieś smaczki, które zrobią znaczną różnicę?
Jürgen: Nasz ostatni album studyjny „Vision 2020 Vision” pojawił się w 2019 r. Będzie trochę inny, ponieważ piosenki są dużo lepsze i – jak powiedziałem wcześniej – połączenie klawiszy i gitar jest lepiej dopracowane. Nie dostaniesz klawiszami w twarz! Wypracowaliśmy naprawdę silne brzmienie. Jestem bardzo krytyczny względem własnej twórczości, więc mogę powiedzieć co myślę o innych albumach. „Vision 2020…” ma naprawdę dobre punkty, ale piosenki na tym nowym są zdecydowanie lepsze. To będzie świetny album. Lirycznie poruszymy jak zwykle tematy o polityce, pojawią się piosenki o rzeczach w naszym codziennym życiu, które odgrywają ważną rolę. Nie chcę za dużo zaspoilerować, ale pierwszy utwór będzie osadzony w filmie Fritza Langa i bieżących wiadomościach. Nie ciągnij mnie dalej za język.
Trasa też zapowiada się dość solidnie, bo wyjedziecie na miesiąc. W Polsce zagracie dwa koncerty z Jesus on Extasy. To będzie wasza pierwsza współpraca?
Jürgen: Dokładnie. Nie znam ich osobiście, ale znam ich muzykę. Znam muzykę, ale nie znam gości osobiście. Towarzyszyć nam będzie jeszcze Johnny Tupolew w roli supportu. Wybraliśmy ich po zapoznaniu się z ich twórczością. Całe szczęście byli zainteresowani pomysłem wspólnego wyjazdu.
Co jest tak specjalnego w nadchodzącej trasie – rzecz jasna oprócz tego, że będzie to wasza 45. rocznica?
Jürgen: Zagramy dwie nowe piosenki EP. W zasadzie dwa single. Może nawet trzy nowe piosenki. Dodamy coś, czego nie graliśmy od dawna. Ogarniemy temat podczas nadchodzących prób!
Byłam naprawdę zaskoczona, ponieważ Die Krupps z 45-letnim stażem, ma konto na TikToku. Kto zajmuje się waszymi mediami społecznościowymi? Jedni nie mają na to czasu, a drudzy muszą przejąć ster.
Jürgen: Robi to nasz webmaster. Nie mam dużo wolnego czasu. To mój problem. Zawsze odczuwam presję związaną z czasem. Dlatego przekazałem to zadanie webmasterowi. Nie możesz robić wszystkiego. Czasami to mnie przeraża. Skończyłem nagrywać partie na nowy album. Zrobiłem remiksy. Właściwie remasterujemy cały katalog, który ma 140 lub nawet więcej piosenek. Prawdopodobnie więcej niż 200. Znaleźliśmy nową wytwórnię – niezależną i profesjonalną. Właściwie chcą ponownie wypuścić wszystko przed trasą. Szaleństwo! Przez amerykańską trasę trzy razy musiałem wracać do Europy na festiwale i inne koncerty. Oprócz tego, nie wiem czy wiesz, ale pracuję w Cleopatra Records. Jestem producentem, więc mam wszystko na stole. Nie mam czasu na media społecznościowe.
Chciałam zapytać o jedną piosenkę – „Fuck You”. Czy to jest o kimś konkretnym? I czy powstanie kiedyś „Fuck You 2”? Komu chciałbyś pokazać środkowy palec?
Jürgen: To piosenka o Trumpie. Na portalu YouTube znajdziesz video przygotowane przez naszych fanów, które się do niego odnosi. Jest wiele prawicowców, także w Polsce, którzy tylko utrudniają ludziom życie. Mieszkam w Stanach Zjednoczonych, więc dla mnie to jest cel nr 1. Ale z drugiej strony, oczywiście, są wszędzie. Niemcy też mają problem z tymi ludźmi. Trump jest najgorszy. Jest niebezpieczny dla świata. Trump to szaleniec, który będzie u władzy przez cztery lata. Mam nadzieję, że to przeżyjemy. To wszystko, co mogę powiedzieć.
W takim razie powróćmy do Die Krupps. Jak zmieniło się wasze podejście do grania koncertów na przestrzeni lat?
Jürgen: Ciekawe pytanie, bo osobiście lubię grać koncerty. Teraźniejszość przynosi wiele satysfakcji – mamy najlepszy lineup, jaki kiedykolwiek mieliśmy. Bycie na scenie naprawdę sprawia przyjemność. Wcześniej mi się to podobało, owszem, ale nie tak jak teraz. Relacje z publicznością nigdy nie były lepsze. To naprawdę jest fantastyczne, ponieważ teraz nie musimy niczego udowadniać ani „wyjaśniać” naszej twórczości. Oczywiście, kiedy grasz koncert za koncertem, twoi fani pojawiają się i okazują wsparcie. Czuję się inaczej, ponieważ grając wchodzimy w interakcje. Niektórzy wciąż są z nami po wielu latach. Fani mają dużo szacunku dla zespołu, którego z początku nie doświadczaliśmy. Mieliśmy fanów, ale teraz jest inaczej. I śpiewają do piosenek. Kiedyś było więcej skakania pod sceną. Teraz jest niesamowicie! Bardzo się cieszę, że znowu zagramy w Polsce. Ostatni raz był nieprawdopodobny!
Czy to prawda, że zaliczyłeś epizod filmowy?
Jürgen: Tak, nawet kilka. Byłem w „Sin City” – kiedy Jessica Alba tańczyła na scenie w barze, to widać mnie siedzącego za sceną. Nie jestem aktorem, który ma swoją kwestię, ale zostałem wybrany jako ekstra dodatek. Tak samo w „Maczeta zabija”. Pojawiłem się też w filmie z Alem Pacino, który nazywa się „Manglehorn”. Byłem w… O mój Boże.
…z Williamem Shatnerem?
Jürgen: Właściwie nie byłem w filmie z Shatnerem, ale miałem przyjemność z nim pracować. Produkowałem chyba trzy jego albumy. On sam nagrywa muzykę od końca lat 60.! Tak, produkowałem trzy jego albumy. Ostatni, albo drugi, to był album bluesowy, a w zasadzie blues jako opowieść. Spotkałem go dwa razy. Zazwyczaj, kiedy pracuję z artystami, to pracuję z nie z jednym, ale kilkoma. Aktualnie pracuję nad albumem Rainbow Tribute, na którym znajdą się członkowie Lamb of God, Deep Purple, Uriah Heep, David Ellefson z Megadeth i inni.
Teraz rozumiem, co miałeś na myśli mówiąc, że jesteś zajęty!
Jürgen: Zajęty to mało powiedziane. Musiałem ograniczyć ilość wywiadów. Za 2,5 godziny muszę być na lotnisku.
Do VI w. istniało osiem grzechów głównych, które zostały wtedy zredukowane do siedmiu. Gdybyś mógł dzisiaj wskazać ósmy grzech – co by to było?
Jürgen: Donald Trump reprezentuje wszystkie grzechy. Jak ja go, kurwa, nienawidzę. Uosabia zło pod każdym względem. Problem stanowi to, że oprócz tego, że jest zły, jest także niepoczytalny, co stanowi mieszankę wybuchową. Wypuszczając „Vision 2020…” miałem wrażenie, że stanie się coś złego. I się stało. Miejmy nadzieję, że kolejne cztery lata miną bez inwazji na Polskę i że nie będzie używał rakiet nuklearnych, kiedy będzie miał na to ochotę. Nie żartuję. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wydarzy się coś złego. Otwieranie drzwi Rosji, zdobywanie Ukrainy, nieprzejmowanie się tornadem… teraz znajdujemy się na bardzo niebezpiecznych wodach.