Dark Angel – Zawsze dotrzymujemy słowa [WYWIAD]

Dark Angel jest niczym ser szwajcarski – ma kilka dziur w swojej historii, ale zawsze smakuje znakomicie. Gene Hoglan – perkusista zespołu, pomimo 40 lat grania, w dalszym ciągu ma w sobie ten sam zapał co na początku. Wykorzystaliśmy go, żeby rozniecić ogień nadchodzących wielkimi krokami polskich koncertów, a także podpytać o nadchodzący album.

Ostatnimi czasy kilka zespołów zdecydowało się na powrót do przeszłości. Odegracie w całości kultowy album “Darkness Descends”, dorzucając kilka nowości z nadchodzącej płyty.

Gene: Trasy tego typu mają dość duży popyt. Zgłaszają się do nas agenci z organizacji bookingowych. Zawsze graliśmy utwory z „Darkness Descends”. Staraliśmy się dorzucić kilka utworów do naszych setów. Jeśli lokalni promotorzy chcą usłyszeć parę utworów więcej z tej płyty, to jesteśmy szczęśliwi mogąc zrealizować tę wizję. „Darkness Descends” jest wyjątkowym albumem, który w dalszym ciągu cieszy się zainteresowaniem publiczności. Jesteśmy za to wdzięczni! Dodajemy do zestawu piosenki typu „Black Prophecies”, które normalnie nie znalazłyby się na liście. Co nie znaczy, że uważamy te utwory za gorsze. Chcemy uszczęśliwiać naszych fanów. Powrót do jednego z najlepszych thrashowych klasyków jest jego celebrowaniem. Wiesz lub nie, ale to są słowa innych ludzi – nie moje. Granie starszego materiału Dark Angel to dla nas drobnostka. Nie musimy tych piosenek dopracowywać, znamy je doskonale. Obserwując reakcje publiczności podczas koncertu wiemy, że nie ponieśliśmy porażki, ale odnieśliśmy zwycięstwo! „Darkness Descends” to klasyk spod znaku Dark Angel. Kto nie chciałby usłyszeć „Reign in Blood” Slayera na żywo w całości? Albo „Master of Puppets” Metalliki? Niektórzy mogliby zabić (nie dosłownie) za taką możliwość. To nie jest tak, że musielibyśmy zarezerwować całą noc na koncert, bo nasz album trwa 34 min. Owszem, zauważyłem podobne powroty do przeszłości u innych zespołów. 

Czy prócz tego możemy liczyć na jakieś zaskoczenie gdy już pojawicie się na wrocławskiej, a dzień później na warszawskiej scenie?

Będę teraz brutalnie szczery. Mamy nową osobę za gitarą – jest nią Laura Christine. Posiada niesamowite umiejętności, dzięki czemu riffy brzmią na cięższe niż kiedykolwiek. Każdy z naszych gitarzystów niewątpliwie wniósł swoją cegiełkę do Dark Angel. Laura jest bardzo świadomym muzykiem, dzięki czemu jest niezwykle pomocna. „Darkness Descends” nie jest materiałem łatwym do ogarnięcia jeśli chodzi o gitarę, ale ona przepracowała temat w taki sposób, że muzyka brzmi zdecydowanie lepiej. Być może brzmię teraz nieco chaotycznie. Miałem 18 lat kiedy stworzyliśmy ten album. Teraz mam 57 wiosen na koncie. Przebyłem więc długą drogę nauki gry na perkusji. Mój styl naturalnie zrobił się bardziej solidny i cięższy. W tamtych czasach stawialiśmy zresztą na ciężar. Teraz chcemy dać ludziom coś, czego odbiór będzie dla nich przyjemny. Nie ma sensu tworzyć czegoś intensywnego, co tworzyłoby tortury dla umysłu i nie wiedzieliby, co się wydarzyło w przeciągu ostatniej pół godziny. Zagramy dwa koncerty w Polsce. Odwiedzimy też kilka festiwali jak Brutal Assault czy Alcatraz. Jesteśmy podekscytowani tym, że damy ludziom odrobinę Dark Angel.

Którego z koncertów nie możecie się doczekać?

Gene: Jesteśmy bardzo podekscytowani, że będziemy grać w Polsce. Zagramy we Wrocławiu, a dzień później w Warszawie. Polska wspólnota metalowa jest niesamowita. Zawsze była bardzo psychotyczna i „maniakalna”. Polscy fani metalu są bardzo oddani scenie i dają nam ogrom wsparcia i energii. Zawsze byłem też ogromnym fanem Festiwalu Brutal Assault, ponieważ jest to… brutalny atak. Każda z grających tam zespołów reprezentuje wysoki poziom metalu. Jak można tego nie kochać? Uwielbiam belgijski Alcatraz. To też fajny festiwal. Ma świetną scenę. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że możemy grać na takich fajnych festiwalach.

Przetestowaliście cierpliwość fanów wydając piąty album po tak długiej przerwie, ale – umówmy się – historia też Was nie szczędziła. Co właściwie sprawiło, że Dark Angel powstał z martwych?

Gene: Fakt, że wszyscy jesteśmy oddani muzyce i cokolwiek czujemy, czy robimy, wkładamy w to nasze umysły i serca. Pierwsza przerwa, którą mieliśmy, nie była tak naprawdę przerwą, a jedynie splotem nieszczęśliwych wydarzeń. Nasz wokalista dokonał pewnych wyborów, przez co przestał być naszym wokalistą. Mieliśmy trochę czasu, aby znaleźć jego zastępcę. Wypuściliśmy kolejne płyty „Leave Scars” oraz „Time Does Not Heal”, a potem spędziliśmy trochę czasu osobno. Wiedziałem, że kiedyś do tego powrócę. Zawsze wiedziałem, że będę grał metal i będę spełniał się w kilku projektach. Dark Angel był pierwszym rozdziałem w moim życiu. Potem stworzyłem kolejny odcinek mojego muzycznego serialu, potem kolejny i kolejny itd.. Dark Angel jest ważnym elementem mojego życia. Zawsze pozostaniemy przyjaciółmi i rodziną. Nigdy nie mieliśmy co do tego żadnych wątpliwości.

Rozpadliśmy się pod koniec ’92. Po około dwóch dekadach zagraliśmy wspólnie kilka koncertów pod szyldem Dark Angel. Nigdy byśmy z tego całkowicie nie zrezygnowali! Poza tym uderzali do nas różni promotorzy chętni zobaczyć nas na scenie. Zabawna historia – mówiłem o tym w kilku wywiadach, że byłem bardzo podekscytowany, gdy napisałem nowy materiał. Nie powinienem był nic mówić. Jeśli przetestowaliśmy naszych fanów, to chcę wam bardzo podziękować za wasze wsparcie! Nie chciałem wam dawać żadnej złudnej nadziei. Ale jak widzicie – jak coś powiem, to prędzej czy później dotrzymam słowa! Nowy album z Dark Angel napisaliśmy dekadę temu. Nie kłamałem. Wydanie materiału w tym przypadku trwa „trochę” dłużej, bo wszyscy byliśmy ekstremalnie zajęci. Czekanie się opłaci. “Extinction Level Event” pojawi się pod koniec roku. To wszystko, co mogę powiedzieć.

Mamy takie powiedzenie, że nie trzeba przypominać mężczyźnie co pół roku, że ma coś zrobić – na pewno coś zrobi!

Gene: W takim razie doskonale to rozumiecie! Wytwórnie płytowe są ostatnimi czasy niczym banki, które zarabiają na tobie pieniądze. Nie mówię, że cały przemysł byłby do odstrzału. Poznałem pełno świetnych ludzi, bardzo inteligentnych, wspaniałych metalowców. Ale koncept nagrywania płyt, zwłaszcza w 2025 r., nie jest potrzebny. Młodym kapelom ciężko jest się wybić. Rewolucja zaczęła się 25 lat temu, kiedy pojawił się Napster. Jest dużo świetnych wytwórni jak np. Nuclear Blast. Odezwaliśmy się do każdej wytwórni płytowej zanim zdecydowaliśmy, że stworzymy własną imprezę. Album wydamy własnym sumptem. Na tym etapie mojej kariery nie odpowiadam przed nikim, kto może być 25 lat młodszy ode mnie. Nikt nie patrzy mi na ręce. Nie odpowiadam przed nikim – tylko przed samym sobą. Czasami trzeba zbudować własną drogę.

Reklama

Realnie – ile trwało stworzenie materiału na “Extinction Level Event”?

Gene: Cztery miesiące napisania materiału, a potem kolejne cztery miesiące do ogarnięcia wokali. Po tym czasie wszystko mięliśmy domknięte. Nie musieliśmy poświęcać innych aktywności na rzecz stworzenia materiału. Nagrywanie też zajęło około cztery miesiące (z mniejszymi lub większymi przerwami), a potem miksowanie i mastery. Mieliśmy kilka tras, które musiały się odbyć. Po napisaniu materiału musieliśmy wyjechać w trasę. I tak w kółko. Musieliśmy pracować w swoim tempie. Mówię na to: wolność.

Ale część materiału powstała już wiele lat temu?

Gene: Jedna piosenka – tytułowa. Jim stworzył kilka riffów, które idealnie wpasowały się w stylistykę Dark Angel.

A jaki wpływ na brzmienie płyty ma nowa gitarzystka – wspomniana przez Ciebie wcześniej Laura?

Gene: Ogromny. Tak naprawdę pracujemy z nią od 15 lat i muszę przyznać, że jest jednym z najlepszych twórców riffów, z którymi przyszło mi pracować. Nie chodzi tylko o jej podejście do pisania, ale także o styl, w którym się porusza. Potrafi zainspirować i pochłonąć całą przestrzeń wokół mnie, kiedy też siadam do stworzenia gitarowych dźwięków. Ma taki sam wpływ jaki Jim Durkin miał na brzmienie poprzednich wydawnictw. Dlatego też nie mogę się już doczekać nagrywania kolejnej płyty. Laura dosyć późno została zaangażowana w proces powstawania “Extinction Level Event”, ale dorzuciła swoją cegiełkę. Cieszymy się na samą myśl głębszej współpracy. Ten album będzie super-zabójczy, a następny po nim – na pewno jeszcze lepszy!

Masz aktualnie jakieś projekty na boku?

Gene: Cały czas prowadzimy projekt poboczny z Laurą. Poza tym jest jeszcze Dethklok, z którym skończyliśmy rundę po europejskich festiwalach. Na pewno powrócimy na scenę w następnym roku. Koncerty Dethklok są naprawdę zajebiste! Klipy na YouTube dają jakieś pojęcie na temat tego, jak one wyglądają, ale na żywo jest o niebo lepiej. Na pewno będę też współpracować z gościem, który nazywa się Bear McCreary. Jest niezwykle utalentowanym artystą, którzy tworzy dużo soundtracków. Zrobił całą oprawę muzyczną do „The Walking Dead”, „Battlestar Galactica”, „Lord of the Rings: The Rings of Power”, a także do gier, np. „God of War”. Niedawno wydaliśmy jego album „The Singularity”, na którym pojawiło się kilku potężnych gości – m.in. Serj Tankian z System of a Down, Corey Taylor ze Slipknot, czy Slash. Graliśmy wspólnie koncert w Warszawie pod koniec kwietnia. Jestem niemal cały czas w trasie bodajże od lutego. Ale wiesz co? W ogóle nie czuję się zmęczony. Żyję marzeniami, które jednocześnie są rzeczywistością. Może bywam trochę śpiący, ale zmęczony? Nie. Jestem najszczęśliwszym gościem na świecie. Od 11 roku życia wiedziałem, co chcę w nim robić. Kiedy miałem 13 lat „zapisałem się” do drużyny rock’n’rolla i chciałem grać koncerty. Nigdy się tym nie zmęczę. Chcę więcej!

Planowanie jest największym wyzwaniem. Np. jednego dnia gram z Dethlok w Australii, a dwa dni później jestem w Grecji grając z Dark Angel. Ale sam się o to prosiłem, więc na dobrą sprawę nie mam na co narzekać.  Podróż jest trochę wyzwaniowa, ale jestem na to gotowy. Latanie samolotem, przesiadki… jeśli to jest częścią poświęcenia, to nie ma problemu. To nie jest aż tak duże wyzwanie.

…a najlepszy fun w Twoim życiu?

Gene: Życie, które mam. Każda jego chwila.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *