Soulfly wraca do Polski! 9 czerwca zespół z Maxem Cavalerą na czele wystąpi w Poznaniu, a niecały miesiąc później zawita na XI edycji Rockowiska w Zwierzyńcu. Nie mogliśmy nie skorzystać z okazji i podpytać go m.in. o nowy album i dlaczego warto być samolubnym tworząc muzykę.
Zanim przejdziecie do poniższej lektury zadajcie sobie jedno zajebiście ważne pytanie, które Max zadał dokładnie 25 lat temu – „Are you gonna give up like a bitch or jump the fuck up?”
Kiedy ostatnio rozmawialiśmy powiedziałeś, że nowy materiał Soulfly pojawi się w 2025 r. Jeśli umiem w kalendarz, to mamy 2025 r. a przecieków dot. powstającego albumu tyle, co kot napłakał.
Max: Pracujemy nad tym! Powinien ukazać się w październiku. Wiesz… nie nagrywaliśmy wszystkiego na raz. Musieliśmy podejść do tego inaczej niż dotychczas. Zaczęliśmy w zeszłym roku, kontynuowaliśmy w tym roku i myślę, że dobrze nam poszło. Większość płyt nagrywaliśmy w jednym rzucie. Musieliśmy trochę eksperymentować i jestem bardzo zadowolony z materiału. Zagramy niektóre z nowych piosenek na żywo podczas nadchodzącej trasy. Ludzie słyszeli, jak mówiłem, że wracamy do wczesnego, bardziej miękkiego brzmienia i jest w tym sporo prawdy. Jednym z głównych powodów jest to, że mając tak wiele projektów, takich jak Cavalera Conspiracy i Go Ahead And Die, nie potrzebujemy, żeby Soulfly był tak szybki. Możemy pozwolić sobie na powrót do groove’owej strony Soulfly – bardziej plemiennego brzmienia. Tworzymy sztukę. Możemy wymuszać na sobie pracę, ale też możemy pozwolić, żeby proces twórczy był bardziej organiczny.
Trasa europejska to początek nowego rozdziału Soulfly.
Eksperymenty mogą być bardziej lub mniej udane.
Max: Nowy album zalicza się do tych bardziej udanych. Bardzo fajny, bardzo ciężki eksperyment. Na końcu pojawi się naprawdę spoko instrumentalny utwór. Piosenki są też trochę krótsze. Pożyczyliśmy koncepcję wielkich mistrzów punku, takich jak Ramones i Sex Pistols. Czasami wszystko, czego potrzebujesz, to kilka akordów i beat – i nie potrzebujesz niczego więcej. Wszystko zawrzesz tamże. Niektóre piosenki są bardzo proste, ale… skuteczne. Nie czułem, że muszę tworzyć naprawdę długie piosenki, które się ciągną i ciągną. Nie chcę, żeby moja publiczność była tym znudzona. Chcę, żeby byli podekscytowani. Może jestem trochę samolubny, jeśli chodzi o muzykę, bo tworzę ją dla siebie. Tworzę coś, co sam chciałbym usłyszeć jako odbiorca.
Nowa płyta będzie zbiorem wszystkiego, czego ostatnio słuchałem. Pozwoliłem płycie pójść w pewnym kierunku, z którego fani Soulfly powinni być zadowoleni. Ta płyta jest wyjątkowa. To nasz 13 album, a to samo w sobie jest znaczące. Początek nowego, długiego rozdziału Soulfly, który swój początek będzie miał w Europie – m.in. w Polsce.
Wspominałeś kiedyś, że wierzysz w przesądy i miałam obawy, że to przez tę liczbę są jakieś obsuwy. Cieszę się, że byłam w błędzie. A co z inspiracją liryczną?
Max: Jedna rzecz, która wydaje mi się naprawdę interesująca w Soulfly, to wczesne teksty. Są pozytywne i podnoszące na duchu, jak chociażby „No Hope = No Fear” czy „Bring It”. Są bardzo budujące, inspirujące i to mi się podoba. Każdy ma w sobie dużo złości, ale najważniejsze to mieć to pod kontrolą i znaleźć rozwiązanie problemu. Czuję też, że ta płyta jest trochę bardziej połączona z Brazylią niż pozostałę. Może tęsknię za moim krajem, ale cały czas jestem z nim połączony – z brazylijskim światem duchowym, z jego światem plemiennym. Soulfly znów powraca do korzeni.
…a co z połączeniem z brazylijskimi instrumentami muzycznymi?
Max: Pojawi się jakiś smaczek. Na ten moment skupiamy się na produkcji. Wiesz, że Soulfly jako jeden z nielicznych zespołów, organizuje jeszcze jam sessions? Nie sądzę, żeby ludzie zdawali sobie sprawę z tego, ile pracy wkładamy podczas takich sesji. Praktycznie tyle samo, ile nakładu wymaga stworzenie nowej piosenki. Potrafią one wydobyć soczyste perełki – reggae, dub, elementy perkusyjne, no i piwo. To przyczynia się do wyjątkowości Soulfly w świecie metalu. Na nowym albumie znajdziesz sporo ciekawych elementów wiążących się w naprawdę fajną atmosferę. Żyjemy w dziwnych czasach. Na świecie pełno jest niepewności i strachu. Myślę, że teraz, może bardziej niż kiedykolwiek, ludzie potrzebują muzyki jako…
…ucieczki?
Max: Tak, ucieczki. Zawsze, gdy świat pogrąża się w chaosie, z jakiegoś powodu pozwala to stworzyć dobrą muzykę. I myślę, że teraz nadszedł jeden z tych momentów. To idealny czas na nagrywanie płyt. Mamy wiele do powiedzenia w temacie, w którym znowu się zakochałem – plemienny wszechświat. Znowu eksperymentowałem z wczesnym Soulfly’em, z jego korzeniami. Im wyraźniej widzę ten świat, to coraz mocniej się w nim zakochuję. To szaleństwo, ale chcę, żeby ludzie mogli doznać więcej brazylijskiej kultury rdzennych mieszkańców. Myślę, że dla krajów europejskich takich jak Polska, to dość „egzotyczne” patrzeć na Brazylię i kulturę plemienną. Nie spotykasz się na co dzień z tym tematem, prawda? Byłem jedną z pierwszych osób, które faktycznie pomyślały o hybrydzie klimatu plemion i metalu. Nie mogę przestać o tym myśleć. To jest coś, co płynie w moich żyłach. Takie połączenie jest dla mnie idealne.
Skoro o połączeniach mowa, to czy możemy liczyć na jakichś gości na nowej płycie?
Max: Taka współpraca jest znakiem firmowym Soulfly. Na każdym albumie usłyszysz gości specjalnych. Jest mi cholernie przykro, ale jeszcze nie mogę zdradzić, kto pojawi się na najnowszym. Na pewno będzie więcej niż jedna osoba.
Nie pozostawiasz mi wyboru – muszę czekać! Patrząc na historię zespołu – co było najtrudniejsze w utrzymaniu tej brutalnej maszyny o nazwie Soulfly przy życiu?
Max: Myślę, że najtrudniejszą częścią było nie przekonanie ludzi, ale wytłumaczenie im, że Sepultura należy do przeszłości. Na początku Soulfly było bardzo trudno. Nie masz pojęcia jak wiele razy czułem się zniechęcony, bo musiałem zaczynać wszystko od nowa. Ale zawsze odkrywałem, że walka jest warta świeczki. Stres z tym związany stanowi część życia, które nie składa się tylko ze szczęśliwych obrazów. Czuję się dumny wracając pamięcią do początków Soulfly. Najlepszą rzeczą w mojej karierze jest to, że po tych wszystkich latach przychodzą wszyscy ci nowi młodzi ludzie i cieszymy się uznaniem i zainteresowaniem fanów. Robię to od ponad 40 lat, ale tak naprawdę nie mogę przypisać sobie wszystkich zasług. Pracują ze mną wspaniali ludzie, tacy jak Gloria, moja żona, menedżerka, biuro, ludzie, którzy organizują trasy…Każdego roku sporo osób jest zaangażowanych w utrzymanie Soulfly przy życiu. Zespół pozwala mi być sobą, zachować wolny umysł. Mogę robić, co chcę. Soulfly to naprawdę wolne miejsce do eksplorowania pomysłów muzycznych. Nie odczuwam żadnej presji. Nikt w wytwórni nie mówi „Potrzebujemy przeboju, potrzebujemy piosenki radiowej”. Gram muzykę, którą kocham całym sercem. I to właśnie jest Soulfly – potężny wyraz wolności.
Projekty, o których wcześniej wspomniałeś, które wyszły spod Twoich skrzydeł, powiązane są z metalem. Nie ciągnęło ciebie nigdy do romansu z gatunkiem, który obok metalu nawet nie leżał?
Max: Nigdy nic nie wiadomo. Nie wiem, kiedy będzie właściwy czas, żeby zrealizować pozostałe pomysły, z których zresztą jestem bardzo zadowolony. Wszystkie projekty mają swoją funkcję i osobowość. Z Cavalera Conspiracy wracamy do przebojów Sepultury. Go Ahead And Die to najbardziej instynktowny punk w historii. Killer Be Killed jest bardzo eksperymentalny. Wisienką na torcie jest Nailbomb, który powstaje z martwych. Nauczyłem się wiele nagrywając płyty pod tym szyldem. To było dla mnie niczym lekcja muzyki. Są różne sposoby jej tworzenia. Czasami nie trzeba przestrzegać zasad. Nailbomb sięgnął po całkowicie nieortodoksyjny sposób tworzenia albumu. Tematy poruszone na „Point Blank” są teraz bardziej aktualne niż kiedyś.
Zastanawia mnie dlaczego nie nagrywacie więcej teledysków?
Max: Myślę, że wytwórnia nie popierała „Totem” w 100%. Powinniśmy byli nagrać więcej teledysków do tej płyty, ponieważ znajduje się na niej kilka naprawdę fajnych piosenek. Mieliśmy kilka naprawdę zacnych pomysłów, ale myślę, że z nowym albumem powinniśmy być w stanie zrobić przynajmniej dwa lub trzy teledyski. Z całą pewnością chciałbym stworzyć jeden w Brazylii. W dzisiejszych czasach, kiedy YouTube jest bardzo eksplorowany przez fanów, to dobre miejsce, gdzie można zamieszczać videoklipy.
Kim lub czym jest dla ciebie Bóg? Pytam, bo na płytach Soulfly pojawiają się dla niego dedykacje.
Max: Bardzo trudno to wyjaśnić. Nie jestem typem faceta, który wyznaje zorganizowaną religię, ale wierzę w Boga, którego świat metalu nienawidzi. Dedykowanie płyt Bogu jest właściwie punkowym aspektem, ponieważ wkurzasz wiele osób. To moja własna rzecz, którą kiedyś zacząłem i po prostu kontynuuję przy kolejnych płytach. Bóg jest siłą. To coś, co masz przy sobie i co pomaga ci przetrwać dzień, życie. Rozumiem też problem, jaki Bóg ma z niektórymi metalowcami, ponieważ sam kościół narzuca ludziom Boga. To nie jest dobre podejście. Ludzie nie powinni być do niczego zmuszani. Więc rozumiem dylemat. Dla mnie to bardziej duchowy temat, bo jestem uduchowioną osobą. Wierzę w życie pozagrobowe, karmę i wszystkie te rzeczy.
9 czerwca zagracie w Poznaniu, a prawie miesiąc później na festiwalu w Zwierzyńcu. Czy na festiwalach istnieje jeszcze atmosfera rywalizacji między artystami?
Max: To nie jest prawdziwa rywalizacja, ale jeśli obok siebie masz ludzi z innych zespołów, których znasz, to grasz kurwa lepiej. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale po prostu bardziej się nakręcasz. Chcesz im pokazać na co cię stać. Myślę, że to trochę jak rywalizacja, ale w przyjacielski sposób. Przygotowaliśmy naprawdę zajebisty set! Wyszperaliśmy dla Was kilka hitów jak „Back to the Primitive”, „Eye for an Eye” czy „Jumpdafackup”. Oprócz tego pojawi się nowy materiał i kilka pozycji z „Totem”.
Sprzedane! Na koniec pytanie, które wylosowałeś. Czy jesteś szczęśliwy? Dlaczego tak lub dlaczego nie?
Max: Jestem szczęśliwy, bo żyję i gram muzykę z ludźmi, których kocham.