Sześćdziesiąt lat Scorpionsom minęło. Na pewno nie jak jeden dzień, parafrazując słowa piosenki ze słynnego serialu. Skromniutki wycinek tego, co stworzył zespół z Niemiec wybrał on dla fanów na składance „From The First Sting”. Czy warto po nią sięgnąć? To zależy.
Dziaderskie wrażenia zostaną opisanie poniżej, więc jeśli ktoś urodził się w tym stuleciu albo nawet w tej dekadzie, nie jest ów ktoś adresatem poniższych słów.
Scorpions 2025 – jubileusz sześćdziesięciu lat na scenie
Grać bez większych przerw przez 60 lat to jest naprawdę coś i za to Scorpions ma mój dozgonny podziw. Jak się jest tyle lat w biznesie i osiągnęło się sukces w rozmiarze co najmniej XL, jeśli nie większym, wie się, że to świetny moment na jubileuszowe wydarzenie live i/lub coś podsumowującego, wydanego na wszystkich możliwych nośnikach. I Scorpions przygotowali potężny stadionowy koncert w rodzinnym Hanowerze, którego produkcja naprawdę powalała rozmachem. Wydali też składankę.
Szkoda, że zarówno DVD, jak i blu-ray są w odwrocie, jeśli już kompletnie nie zniknęły, bo chętnie zobaczyłbym zapis koncertu w formacie wizualnym. Fragmenty, które widziałem, zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Pozostało więc zmierzenie się z „From The First Sting”. Zrobiłem to z obowiązku trzy razy i więcej razów nie będzie.
„From The First Sting” – nowa składanka legendy rocka
W samym XXI wieku Scorpions wydali kilkanaście kompilacji. Dalej nie chciało mi się liczyć. Jako się rzekło wyżej, po tylu latach w biznesie, panowie wiedzą, gdzie leżą konfitury i że głównym składnikiem tych, produkowanych przez nich, są liczne ballady oraz kilkanaście ostrych numerów rozsławionych dość dawno temu. I to dostaliśmy. Aczkolwiek nie w proporcjach, które mogłyby starego fana zadowolić.
„From The First Sting” jest niczym setlisty Scorpions w ostatnich latach. Czyli generalnie nic, co wywoływałoby efekt „Wow!” Owszem, dodano kilka smaczków, tym najciekawszym jest prehistoryczna wersja live „This Is My Song” z „Fly To The Rainbow”, bo „Still Loving You” z Vanessą Mae gościnnie na skrzypcach jest OK, ale nie porywa. Poza tym zaskoczeń brak. Są „usual suspects” z dwoma pojawiającymi się dwukrotnie, czyli zgranym do porzygania „Wind Of Change”, także w tej mniej znanej, orkiestrowej wersji z „Moment Of Glory”, oraz wspomnianym kilka linijek wyżej „Still Loving You”.
Czy warto sięgnąć po jubileuszową kompilację Scorpions?
O ile pierwsza płyta jest mocniejsza, hardrockowo-metalowa i słucha się jej przyjemnie, choć zdecydowanie brakuje na niej kilku starych szlagierów (no gdzie są, chociażby, „He’s A Woman, She’s A Man”, „Steamrock Fever” albo Loving You Sunday Morning”?!), to druga szybko nuży. Lepiej nie włączać jej prowadząc samochód, bo można przysnąć i nie daj boże dojdzie do tragedii. Dziwić muszą na drugim dysku pewne wybory. Dlaczego z „Savage Amusement” postawiono na reprezentację w postaci „Believe In Love”, a nie na dużo bardziej znane „Rhythm Of Love”, „Passion Rules The Game” albo nawet na „Don’t Stop At The Top”?
Jeśli już Scorpions chcieli wyeksponować swoje balladowe oblicze, które wiadomo, że przyniosło im krociowe zyski i radiowe hity, mogli albo zrobić dodatkowy dysk z samymi balladami, zaś zwolnione w ten sposób miejsce uzupełnić rozsianymi tu i ówdzie stronami B bądź japońskimi bonusami (bardzo byłbym im za taki gest wdzięczny), albo wybrać same killery z hardrockowo-metalowego oblicza na jedną płytę, a ballady wrzucić na drugą w opcji oszczędniejszej. Jakiś didżej miałby dzięki takiej decyzji świetny zestaw do długiej serii wolnych tańców na komersie albo studniówce.
Zespół z Hanoweru i ich koncertowe świętowanie 60-lecia
Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że komuś zależało, aby na płytach znalazło się jak najwięcej utworów duetu Rudolf Schenker/Klaus Meine, a znacznie mniej tych, pod którymi podpisani byli Uli Jon Roth Michael Schenker, czy Herman Rarebell. Ale może to tylko taka moja teoria spiskowa, która nigdy się nie potwierdzi.
Inne wrażenie, które odnoszę, jest takie, że cała para poszła w organizację oraz rejestrację jubileuszowego koncertu w Hanowerze i na odpowiednie zajęcie się jubileuszową kompilacją nie starczyło już czasu/ludzi/funduszy (niepotrzebne skreślić). Zdają się na to wskazywać wersje dokumentującego urodzinowy występ albumu „Coming Home”, które można sobie sprawdzić na stronie zespołu (doliczyłem się dziesięciu). Bez względu na powody, naprawdę na 60-lecie można było się o wiele bardziej postarać na składankowym wydawnictwie.
„From The First Sting” recenzja – klasyka bez niespodzianek
Reasumując – to nie jest kompilacja dla dziaderskich fanów Scorpions! Jeśli znasz zespół więcej niż połowę jego istnienia lub dłużej, a nie jesteś maniakalnym kolekcjonerem wydawnictw legendy z Hanoweru, daruj sobie. Jeśli poznałeś zespół dopiero w tej dekadzie, posłuchaj lub kup. A potem kop głębiej w poszukiwaniu dalszych skarbów z ich dyskografii. Tych Scorpionsi mają naprawdę sporo. Podobnie fanów, którym składanka jest dedykowana.

Lista utworów na “From The First Sting”
Wersja 2CD
CD1
1. In Search Of The Peace Of Mind
2. This Is My Song
3. Speedy’s Coming
4. In Trance
5. Pictured Life
6. The Sails Of Charon
7. Top Of The Bill (Live)
8. Holiday
9. Always Somwhere
10. Lady Starlight
11. The Zoo
12. No One Like You
13. When The Smoke Is Going Down
14. Still Loving You
15. Rock You Like A Hurricane
16. Big City Nights
CD2
1. Rock You Like A Hurricane (Live)
2. Believe In Love
3. Send Me An Angel
4. Wind Of Change
5. Under The Same Sun
6. Still Loving You feat. Vanessa Mae
7. Mind Like A Tree
8. You & I
9. Wind Of Change (Moment Of Glory)
10. Always Somewhere
11. Maybe I Maybe You
12. Humanity
13. The Best Is Yet To Come
14. House Of Cards
15. Rock Believer