Phil Campbell: „Duch Motörhead wciąż żyje”

Phil Campbell o Slashu, graniu w Polsce, pierogach, śpiewaniu Bee Gees z Lemmym i o tym, dlaczego Motörhead wciąż ma znaczenie.


Wywiad: Marta Antosz, zdjęcia: Romana Makówka

Jakie są twoje ulubione wspomnienia z koncertów w Polsce?

Phil Campbell: Ogólnie rzecz biorąc, po prostu świetnie się bawiłem. Polscy fani są naprawdę wyjątkowi. To oddani miłośnicy rocka, zawsze witają nas niesamowicie. To dla mnie przyjemność przyjeżdżać i grać tutaj. Graliśmy wiele razy z Motörhead i wiele razy z naszym nowym zespołem, więc z niecierpliwością czekamy, żeby znowu przyjechać i zjeść wszystkie pierogi.

Wspaniale to słyszeć! A co nowego w obozie Phil Campbell and the Bastard Sons? Pracujecie nad nowym materiałem?

Phil Campbell: Tak, musimy znaleźć stałego wokalistę na trasę. Teraz pomaga nam nasz przyjaciel Julian Jenkins. Ma świetny zespół o nazwie Fury i wspiera nas w tej trasie. Jest naprawdę, naprawdę dobry, ale wciąż potrzebujemy kogoś na stałe. Mamy już napisane utwory na nowy album i planujemy nagrywanie w styczniu, lutym i marcu. Mamy nadzieję, że do końca lata przyszłego roku wydamy nowy album. Taki jest plan, przynajmniej.

foto Romana Makówka

Czym różni się pisanie dla The Bastard Sons od pisania dla Motörhead?

Phil Campbell: Teraz jest mi łatwiej. W Motörhead byłem jedynym gitarzystą, więc wszyscy czekali, aż wymyślę riffy. Teraz mój syn Todd pisze sporo rzeczy, a pozostali chłopcy też przynoszą pomysły. To inna dynamika — każda kapela ma swoją — ale działamy demokratycznie. Motörhead też był demokratyczny. Pracowaliśmy razem, upewnialiśmy się, że każdy jest zadowolony, i szliśmy dalej. To głównie świetna zabawa.

Jak to jest grać z własnymi synami?

Phil Campbell: Wspaniale! Są fantastycznymi muzykami — ja jestem najgorszy w zespole, więc muszę się skupiać, żeby nadążyć. Teraz jesteśmy naprawdę zgrani, więc ta trasa będzie czymś wyjątkowym. Chciałem zrobić coś, by uczcić 50-lecie Motörhead. Na nasze koncerty przychodzi tyle młodych ludzi, którzy nigdy nie widzieli Motörhead na żywo. Dzięki temu mogą usłyszeć te utwory zagrane porządnie. To oczywiście nigdy nie będzie to samo, ale to najlepsze co możemy im dać — a muzyka żyje wiecznie.

Jakie lekcje z tamtych czasów zostały z Tobą do dziś?

Phil Campbell: Nigdy się nie poddawaj. Motörhead miał trudne chwile, ale nigdy się nie rozpadliśmy. Lemmy był świetnym nauczycielem — nauczył nas, żeby zawsze być wiernym sobie i nie słuchać rad wytwórni. Pisaliśmy piosenki dla siebie, nie dla wytwórni ani nawet dla fanów. To była prawdziwa muzyka — bez ozdobników — i myślę, że ludzie to doceniali.

foto Romana Makówka

Jak po tylu latach utrzymujesz świeżość w pisaniu piosenek?

Phil Campbell: Szczerze mówiąc, to coraz trudniejsze. W Motörhead to głównie ja pisałem, ale teraz każdy przynosi pomysły — Todd, basista, perkusista. Jestem dość leniwy, ale teraz jest łatwiej, bo nie wszystko spoczywa na moich barkach. I nie ma już presji. Todd ma własne studio niedaleko swojego domu, więc po prostu idziemy tam, kiedy czujemy inspirację. Kiedy mamy dość, przerywamy i wracamy później. Tak jest znacznie lepiej.

Jaki masz obecnie setup gitarowy?

Phil Campbell: Mam już ponad sto gitar! Ostatnio używam kilku modeli Slash Les Paul i „Greenie” w stylu Petera Greena. Już sam nie zmieniam strun — zajmują się tym moi super zdolni technicy. Po prostu przychodzę na próbę dźwięku i koncert. Starzeję się, już nie piję, głównie odpoczywam, albo oglądam głupie programy w hotelach. Potrzebuję energii na koncerty! Ale wciąż mam w sobie kilka dobrych lat, na pewno.

Czy nadal masz gitarowe inspiracje?

Reklama

Phil Campbell: Zdecydowanie. Uwielbiam Slasha — cały czas się rozwija. Jimmy Page, Tony Iommi i Gary Moore zawsze będą mnie inspirować. Nie przepadam za zbyt techniczną grą. Wolę dwa lub trzy piękne długie dźwięki niż sto szybkich. W gruncie rzeczy jestem głośnym, bluesowym gitarzystą.

Odkryłeś ostatnio jakieś nowe zespoły?

Phil Campbell: Niezbyt — za dużo koncertujemy! Ale uwielbiam Rammstein. Najlepsze show na świecie. Najczęściej słucham starych rzeczy — Zeppelin, Floyd, Bee Gees. Lemmy też kochał Bee Gees. Śpiewaliśmy ich piosenki w autobusie podczas trasy! Możesz sobie wyobrazić, jak to brzmiało…

Co sprawia ci radość poza trasą?

Phil Campbell: Uwielbiam normalne życie. Spacery z psami, chodzenie z żoną na plażę, zakupy, oglądanie telewizji. Teraz mieszkam z dala od miasta — jest cicho i spokojnie.

Co oglądasz?

Phil Campbell: Jakiekolwiek stare bzdury! Zazwyczaj zasypiam na kanapie, oglądając je. To jedna z moich ulubionych rzeczy.

Czego fani mogą się spodziewać po setliście z okazji 50-lecia?

Phil Campbell: Na pewno zagramy „Ace of Spades” — nie moglibyśmy tego pominąć! Będą wszystkie klasyki i kilka niespodzianek. Każdy powinien wyjść zadowolony.

Coś z płyty „1916”?

Phil Campbell: Przynajmniej jeden utwór! Ale nie powiem który.

Słusznie! (śmiech) Co powiedziałbyś fanom, którzy przyjdą na te koncerty?

Phil Campbell: Dziękuję, że kupiliście bilety i że podtrzymujecie rocka przy życiu. Jeśli nigdy nie widzieliście Motörhead, to jest najbliższe doświadczenie, jakie możecie mieć. Przyjdźcie, bawcie się, zapomnijcie o zmartwieniach i przynieście mi pierogi!

Gdybyś mógł jeszcze raz porozmawiać z Lemmym, co byś mu powiedział?

Phil Campbell: Pewnie bym powiedział: „Dlaczego grałeś tak głośno?”

Świetne. (śmiech) Dziękuję bardzo, to był zaszczyt rozmawiać z Tobą Phill.

Phil Campbell: To była przyjemność rozmawiać z Tobą. Dziękuję. Do widzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *