Polska formacja Hate od ponad dwóch dekad pozostaje wierna bezkompromisowej fuzji black i death metalu. Zespół dowodzony przez Adama „ATF Sinnera” Buszko wypracował własny, rozpoznawalny styl: ogniście szybkie riffy, miażdżąca perkusja i mroczna, niemal rytualna atmosfera uczyniły go jedną z najważniejszych nazw na scenie polskiego metalu ekstremalnego.
Trzynasty album w dorobku grupy, Bellum Regiis (łac. „Wojna królów”), pokazuje Hate w szczytowej formie – zespół łączy dotychczasowe atuty z odważnymi nowościami. Już pierwsze sekundy płyty nie pozostawiają złudzeń: mamy do czynienia z dziełem dojrzałym, być może kolejnym opus magnum zespołu.
Czy Hate udało się stworzyć kamień milowy polskiego blackened death metalu? Wiele wskazuje na to, że tak.
Album oferuje dziewięć utworów, które są równie brutalne, co upiornie atmosferyczne. Tytułowy „Bellum Regiis” otwiera płytę zaskakująco – spokojnym, wręcz zwodniczym motywem z delikatnym żeńskim zaśpiewem, by po chwili eksplodować lawiną riffów i demonicznego wokalu. Ten kontrast – subtelny wstęp i późniejszy soniczny atak – dobrze oddaje charakter całej płyty. W utworze pojawiają się nawet melodyjne frazy gitarowe, natychmiast zduszone przez perkusyjną kanonadę przypominającą salwy z pola bitwy. Zaskakuje także użycie żeńskiego wokalu – rzadkość w twórczości Hate – który, choć pojawia się tylko miejscami, wnosi znaczącą głębię i podniosłość.
W dalszej części albumu Hate serwuje kilka epickich, ponad sześciominutowych kompozycji. Szczególnie wyróżnia się „The Vanguard”, utwór o niemal filmowym początku, który przechodzi w pędzącą, bezlitosną nawałnicę. Rozpędzone tempo, potężna perkusja i „szybujące” solo gitarowe w drugiej połowie czynią z niego jeden z najmocniejszych punktów płyty.
Z kolei „Iphigenia” zaskakuje zmianą tempa – to ciężki, posępny marsz w stylu wagnerowskim, oparty na niskich riffach i miażdżących partiach gitar. Po serii szybkich ciosów utwór ten daje słuchaczowi moment złowrogiego oddechu, zanim zespół ponownie rzuci się w wir blastów.
Atmosfera odgrywa tu rolę dodatkowego instrumentu. Hate umiejętnie buduje napięcie przez chóralne tła i rytualne akcenty. Doskonałym przykładem jest krótka interludia „Rite Of Triglav”, w której dudniące bębny i recytacje tworzą niemal obrzędowy nastrój. To symboliczny punkt zwrotny – swoista ceremonia ku czci Trzygłowa, słowiańskiego bóstwa, dzieląca album na dwie części. Zaraz po niej powraca pełna instrumentacja w „Perun Rising”, utworze poświęconym najwyższemu bogowi słowiańskiego panteonu. Ta kompozycja to lodowaty sztorm rodem z Bathory – niski growl Buszki uderza niczym grad pocisków, a potężna sekcja rytmiczna i lodowate riffy tworzą klimat epickiej, bitewnej zawieruchy.
W „Alfa Inferi (Goddess Of War)” słychać echa klasycznego metalu – podniosłe, niemal hymniczne motywy przeplatają się z deathmetalową furią. Mimo kontrastów zespół spaja je zaskakująco naturalnie.
Na zakończenie otrzymujemy „Ageless Harp Of Devilry” – najbardziej złożoną i hipnotyzującą kompozycję na płycie. Surowość spotyka się tu z mistyczną aurą, a cały utwór stanowi ciemne, pełne napięcia zwieńczenie albumu.
„Bellum Regiis” – koncepcja i teksty: mitologia, wojna, człowiek
Lirycznie Bellum Regiis eksploruje mitologiczne i egzystencjalne tematy. Tytuł – „Wojna królów” – nawiązuje do walki o władzę, zarówno na poziomie symbolicznym, jak i dosłownym. Inspiracje czerpane są z mitologii greckiej (jak w „Iphigenia”), wierzeń słowiańskich oraz ogólnej historii ludzkości. W odróżnieniu od poprzedniego albumu Rugia (2021), który skupiał się na mitach, Bellum Regiis porusza bardziej uniwersalne i osobiste wątki: żądzę władzy, chciwość, ambicję, wiarę, poświęcenie.
Warstwę tekstową uzupełnia świetnie dopracowana oprawa graficzna autorstwa Daniela Rusiłowicza. Okładka przedstawia wyniszczonego króla stojącego nad przepaścią – symbol postaci, która mimo utraty wszystkiego wciąż trzyma się władzy. To przejmująca metafora upadku, pyrrusowego zwycięstwa i pustki, jaka pozostaje po wojnie.
Hate – rytualny mrok w nowoczesnym wydaniu
Za brzmienie Bellum Regiis odpowiada David Castillo – producent znany ze współpracy m.in. z Candlemass, Carcass czy Katatonią. Nagrania zrealizowano w sztokholmskim studiu Gröndahl, co od razu ustawia poprzeczkę wysoko. Rzeczywiście – płyta brzmi potężnie i selektywnie. Każdy instrument ma tu swoje miejsce, a całość tworzy masywny, spójny mur dźwięku. Brzmienie jest nowoczesne, ale niepozbawione organicznej surowości. Potężne partie perkusji brzmią jak wojenne bębny, a gitary uderzają z pełną mocą, nie zlewając się w tło. W miksie wybrzmiewają również chóralne partie i wokalizy Elizy Sacharczuk – dyskretne, ale znaczące. Ich obecność wzmacnia atmosferę, nie odwracając uwagi od rdzenia utworów.
Bellum Regiis to dzieło imponujące rozmachem i spójnością wizji. Hate zdołał połączyć pierwotną brutalność z intelektualną głębią i artystycznym sznytem. Warstwa muzyczna przytłacza ciężarem, ale jednocześnie wciąga w trans niczym pogański rytuał. Teksty niosą ze sobą refleksję nad mitami i uniwersalnymi konfliktami, które do dziś rezonują we współczesnym świecie. Potężna produkcja i starannie dobrane akcenty czynią z tego albumu materiał, który hipnotyzuje i nie pozwala o sobie zapomnieć.
