Znana, popularna i lubiana farerska piosenkarka i autorka testów Eivør, w ramach promocji swojego najnowszego albumu ENN, odwiedziła i Polskę. Gościnna sala klubu Studio na kilka godzin zamieniła się w tajemnicze miejsce, gdzieś na odległych wyspach.
Wieczór zaczął się nastrojowo: ciemne światła, subtelna mgiełka na scenie, ciche rozmowy wśród publiczności — atmosfera pełna oczekiwania. Pierwsza na scenie pojawiła się Elinborg, rodzona siostra Eivør. Delikatne dźwięki syntezatora i echa wokalu uniosły się nad salą, wciągając słuchaczy w swoisty trans. Jej brzmienie miało coś z melancholii i zimowej tęsknoty – krótkie, ale idealne preludium dla wieczoru. Artystka zapowiedziała także swój pierwszy album „Í Ævir”, który ukażę się 31. października.
Następnie przyszła pora na Ásgeira. Jego występ był jak spokojny nurt muzycznej rzeki — bardziej akustyczny, intymny, z momentami lirycznej prostoty. Publiczność przyglądała się uważnie, słuchając opowieści z jego pieśni, które w ciszy sali nabierały znaczenia. Scena stawała się miejscem subtelnych kontrastów między światłem a mrokiem.
Dokładnie o 21, na scenie pojawiła się Eivør wraz ze swoim zespołem. Cisza w Klubie Studio zdawała się gęstnieć. Jej głos — potężny, dramatyczny, ale także delikatny — wypełnił przestrzeń. W repertuarze znalazły się utwory z najnowszego albumu ENN, oraz bardziej znane kompozycje, które pozwoliły publiczności zanurzyć się w przestrzeń między światem natury a emocją ludzką. Usłyszeliśmy także utwory znane ze ścieżki dźwiękowej serialu „The Lost Kingdom”.
Momentami brzmienia przechodziły w surowe pejzaże — echa chórów, przester, elektronikę — by za chwilę znowu powrócić do niemal folkowej prostoty: jej wokal, gitara, minimalny podkład perkusji czy instrumentów smyczkowych. W kilku fragmentach Eivør sięgała po techniki gardłowego śpiewu i półgrowlu, co dawało wrażenie głębokiego, pierwotnego wyrazu.
Światła, ciemność, kontrasty — towarzyszyła temu oprawa wizualna, która zdawała się malować scenę muzyką. Publiczność reagowała oklaskami w długo wyczekiwanych momentach, milcząc w chwilach zadumy. Klub zamienił się na chwilę w miejsce na końcu świata, gdzie śpiew, muzyka, pradawna moc i niecodzienne doświadczenia splotły się w jedno przejmujące uczucie. To nie był zwykły koncert — to był spektakl, który trudno zapomnieć.
Zobacz galerię – support: Elinborg i Ásgeir









Eivør











