Behemoth powraca z nowym albumem zatytułowanym „The Shit Ov God”. Już sam tytuł wzbudza kontrowersje, jednak prowokacyjne hasło wpisuje się w tradycję zespołu, który od lat słynie z bezkompromisowego podejścia do religii i sztuki.
„The Shit Ov God” ukazał się 9 maja 2025 nakładem wytwórni Nuclear Blast Records jako 13. studyjny album w dorobku grupy. Po ponad trzech dekadach działalności polscy muzyczy wciąż potrafią przyciągnąć uwagę globalnej sceny metalowej.
Behemoth „The Shit Ov God”
Nowe wydawnictwo było wyczekiwane zarówno przez oddanych fanów, jak i obserwatorów ciekawych, w jakim kierunku podąży zespół po ostatnim albumie „Opvs Contra Natvram” z 2022 roku. Kampanię promocyjną poprzedziły m.in. efektowne teledyski do utworów „The Shadow Elite” i „Lvciferaeon”, które ujawniły próbkę ekstremalnego stylu i wizualnej oprawy nowej płyty. Behemoth nie stroni od rozmachu – okładka albumu przedstawia odwrócony symbol chrystogramu „IHS”, co w połączeniu z tytułem stanowi czytelne wyzwanie rzucone ortodoksji.
Styl i brzmienie „The Shit Ov God” Behemoth
Muzycznie Behemoth pozostaje wierny formule, którą sam pomógł zdefiniować. Styl i brzmienie „The Shit Ov God” łączą w sobie mroczny klimat czarnego metalu z potężnym uderzeniem deathmetalowej brutalności. Gitary serwują gęste, ostre riffy – od szybkich tremolo rodem z black metalu po masywne, groove’owe zagrywki nadające kompozycjom ciężar i chwytliwość. Sekcja rytmiczna (perkusista Inferno i basista Orion) pracuje na najwyższych obrotach: blast beaty i podwójna stopa nadają utworom szaleńcze tempo, które jednak bywa przełamywane wolniejszymi partiami dla zbudowania napięcia. Wokal Nergala pozostaje charakterystycznym, głębokim growlem, emanującym gniewem i pasją. Momentami wokale wsparte są grupowymi zaśpiewami czy chóralnymi akcentami, które podkreślają podniosły, niemal rytualny charakter niektórych fragmentów. Brzmienie albumu jest mocarne i klarowne zarazem – to zasługa produkcji Jensa Bogrena (Fascination Street Studios), który wydobył naturalną esencję brzmienia Behemotha, nie tonując przy tym dzikiej furii muzyków. Dzięki temu „The Shit Ov God” brzmi jednocześnie surowo i monumentalnie: gitarowe partie są selektywne mimo gęstej ściany dźwięku, a symfoniczne tło i okazjonalne efekty dźwiękowe (jeśli się pojawiają) jedynie dopełniają całości, nie odbierając nic z ekstremalnego charakteru materiału. Behemoth serwuje tu muzykę bezlitosną i bluźnierczą, w której świętości zostają symbolicznie zdeptane, a to co profaniczne wyniesione na piedestał – dokładnie tak, jak oczekują tego fani ekstremalnego metalu na światowym poziomie.
Struktura utworów i kompozycje nowej płyty Behemoyh
Na „The Shit Ov God” znalazło się osiem utworów o łącznym czasie trwania około 38 minut. Album jest więc stosunkowo zwartym wydawnictwem – nie ma tu miejsca na zbędne intro czy interludia, a każdy utwór pełni istotną rolę. Kompozycje są przemyślane i dynamiczne, zróżnicowane pod względem tempa i nastroju, przy zachowaniu spójności stylistycznej. Większość piosenek zbudowana jest w tradycyjnej formie zwrotka-refren, co nadaje im czytelną strukturę i pozwala wyeksponować mocne refreny zapadające w pamięć. Behemoth udowadnia, że nawet w ekstremalnym metalu można przemycić elementy chwytliwości – wiele numerów ma charakter hymnów, w których powtarzane motywy wokalne i gitarowe nadają się do skandowania na koncertach. Nie oznacza to jednak uproszczenia muzyki: pomiędzy kolejnymi refrenami zespół wplata zmianę riffów, gwałtowne przejścia perkusyjne, a nawet krótkie solówki gitarowe czy przerywniki ambientowe, które wzbogacają aranżacje. Przykładowo, utwór „Sowing Salt” uderza słuchacza bezlitosnym tempem i agresją od pierwszych sekund, nie zwalniając aż do końca – to jedna z najbardziej brutalnych kompozycji w katalogu Behemotha. Z kolei „Lvciferaeon” zgrabnie łączy surowe, blackmetalowe korzenie zespołu z podniosłym rozmachem aranżacji charakterystycznym dla nowszych dokonań grupy. Rozmieszczenie utworów na płycie buduje odpowiedni flow: album otwiera „The Shadow Elite” – utwór rozpoczynający się z impetem i natychmiast wciągający w mroczny świat płyty – a zamyka rozbudowany, rytualny w klimacie finał „Avgvr (The Dread Vvltvre)”, który wieńczy całość monumentalnym akcentem. Dzięki przemyślanej kolejności i brakowi wypełniaczy album wydaje się krótszy, niż jest w rzeczywistości, pozostawiając słuchacza z uczuciem niedosytu – co w przypadku tak intensywnej muzyki świadczy o umiejętnym zróżnicowaniu materiału.
Warstwa liryczna „The Shit Ov God” Behemoth
Warstwa liryczna albumu jest równie istotna, co muzyczna, i jak zawsze w przypadku Behemotha – wysoce prowokacyjna. Tytuł „The Shit Ov God” wskazuje na otwartą konfrontację z tematyką religijną. W tekstach Nergal zagłębia się w mroczne rejony duchowości, buntując się przeciw dogmatom i ślepemu poddaństwu. Album eksploruje motywy człowieczeństwa, boskości i buntu (defiancji) w świecie, w którym z jednej strony ceni się indywidualizm, z drugiej zaś ludzie wciąż kurczowo trzymają się swoich “zbawicieli” – czy to religijnych, politycznych czy kulturowych. Behemoth uderza w te społeczne i metafizyczne tony bez subtelności: język liryków jest ostry, pełen bluźnierczych obrazów i okultystycznych odniesień. Pojawiają się nawiązania do Lucyfera (np. w „Lvciferaeon”), mitologii i magii (choćby w tytułach jak „O Venvs, Come!” czy łacińskojęzycznym „Nomen Barbarvm”). Ten symboliczny język służy podważaniu świętości – Behemoth odwraca tradycyjne symbole (jak wspomniany odwrócony chrystogram na okładce) i używa ich, by wyrazić sprzeciw wobec instytucjonalnej religii oraz wszelkich form zniewolenia myśli. Teksty na płycie są konfrontacyjne i bezkompromisowe, ale jednocześnie przemyślane: za prowokacyjnymi hasłami kryje się filozoficzna refleksja nad wolnością jednostki i ceną niezależności duchowej. W rezultacie liryka „The Shit Ov God” doskonale współgra z muzyką – jest mroczna, gniewna i pełna obrazów, które zapadają w pamięć, podkreślając atmosferę buntu i apokaliptycznej duchowości albumu.
Miejsce albumu w dyskografii Behemoth
„The Shit Ov God” zajmuje szczególne miejsce w historii Behemotha jako album będący kwintesencją stylu wypracowanego przez lata. Po eksperymentach i poszerzaniu brzmienia na poprzednich wydawnictwach (takich jak bardziej melodyjny „I Loved You at Your Darkest” z 2018 czy ciężki „Opvs Contra Natvram” z 2022), nowa płyta stanowi świadome zagęszczenie i esencjonalne podsumowanie dotychczasowej drogi artystycznej zespołu. Sam Nergal określił ten materiał jako najczystszy wyraz sztuki Behemotha – i rzeczywiście, słychać tu echa różnych etapów kariery grupy: od pierwotnej, blackmetalowej dzikości w duchu wczesnych nagrań, przez epicki rozmach znany z przełomowego „The Satanist” (2014), po techniczną precyzję i brutalność, która przywodzi na myśl klasyczne albumy pokroju „Demigod” (2004) czy „Evangelion” (2009). Mimo upływu lat zespół brzmi świeżo i wściekle – „The Shit Ov God” pokazuje, że Behemoth nadal potrafi przekraczać granice i wzbudzać emocje. Album spotkał się z dużym zainteresowaniem na scenie metalowej i umocnił pozycję grupy jako jednej z najważniejszych formacji ekstremalnego metalu z Polski na arenie międzynarodowej. Bez względu na to, czy odbiorcy uznają go za ukoronowanie dotychczasowej dyskografii, czy po prostu za kolejny mocny rozdział, jedno jest pewne – Behemoth stworzył dzieło spójne, odważne i w pełni zgodne ze swoją artystyczną wizją. „The Shit Ov God” to album, który bez wątpienia zapisze się w historii zespołu jako dowód na to, że po ponad 30 latach na scenie wciąż potrafią narzucić światu swoją nieujarzmioną, buntowniczą narrację.
„The Shit Ov God” – tracklista nowego albumu Behemoth
- The Shadow Elite – 4:39
- Sowing Salt – 3:07
- The Shit Ov God – 5:36
- Lvciferaeon – 4:16
- To Drown The Svn In Wine – 3:29
- Nomen Barbarvm – 5:03
- O Venvs, Come! – 5:56
- Avgvr (The Dread Vvltvre) – 5:49
