Atan – Metamorphic [RECENZJA]

Atan wydał właśnie swe trzecie wydawnictwo – „Metamorphic”. Jaki jest ten album w stosunku do poprzednich wydawnictw? Dowiecie się z naszej recenzji.

Zespół Atan nie zwalnia tempa. Po albumie „Ugly Monster” (wydanie Lynx Music) i mini albumie „Abnormal Load”, którego tytuły wszystkich utworów rozpoczynają się na literę „A” otrzymaliśmy długi, rozbudowany i zarazem mocno zróżnicowany dwupłytowy album „Metamorphic”. Jak prezentuje się muzyka na tym wydawnictwie? O tym w dalszej części.

Atan – Metamorphic

Atan po dwóch wydawnictwach wydaje dwupłytowy album. Wydawnictwo jest dość długie i rozbudowane – trwa prawie dwie godziny. Poza krótkimi, kilkunastominutowymi utworami mamy też parę dłuższych kompozycji. Co prawda nie tak długich, jak tytułowy utwór z poprzedniego wydawnictwa, ale trwających aż 9 minut, a nawet dłużej. Już od pierwszych dźwięków widać, że mamy tu do czynienia z cięższym brzmieniem. Ale jak się potem okaże – nie na całej płycie tak jest. Niektóre utwory (np „First Fig”) zostały wcześniej wypuszczone w formie singli zapowiadających to wydawnictwo.

Claudia Moscoso prezentuje tutaj bardzo szeroki wachlarz swych możliwości głosowych. Od szeptu poprzez melodyjny wokal, aż po growle i screaming, niekiedy bardziej kojarzący się z ostrzejszymi partiami wokalnymi Mariusza Dudy z Riverside. Momentami całość brzmi ciężko i mrocznie, ale jest melodyjnie (np. refreny w „Scapegoat”). Czasami też pojawiają się melorecytacje kojarzące się raczej z Closterkellerem. Wokalistka w jednym utworze potrafi przejść z melodyjnego śpiewu w ostry screaming. Momentami zdarzają się elementy zahaczające o rap.

W aranżacji dominuje dużo nisko strojonych gitar 7, 8, a nawet 9-strunowych, na których gra drugi z filarów grupy – Andrzej Czaplewski. Poza ciężkimi riffami gitarowymi mamy też solówki, oraz, czarujące wręcz, gitarowe malowanie dźwiękiem. Obecne są także elementy country (np. końcówka „Glimmering”). Zdarzają się też wirtuozerskie popisy gry na gitarze. Czasem można odnieść wrażenie, że zespół próbuje podążać kierunkiem wyznaczonym niegdyś przez zespół… Coma. I to nie tylko ze względu na gitarowe ściany dźwięku tak bardzo charakterystyczne dla łódzkiej ekipy, ale też w połowie „Echoes of Meanings” Claudia Moscoso przez krótką chwilę próbuje całkiem udanie naśladować styl Piotra Roguckiego. Innym razem mamy ukłony w stronę nu-metalu (np. w „Antidote”). Początek „Dopamine” zwraca uwagę dość ciekawą linią basu (skąd ja podobne brzmienie znam? Znane, choć nie mogę sobie przypomnieć). Poza ciężkim stylem album ma także jaśniejsze momenty (np. wspomniany wcześniej „First Fig” będący pierwszą częścią kompozycji z debiutanckiego albumu czy w następującym po nim „Before The Winter Comes”). Warto też dodać, że zamykający pierwszy krążek tego wydawnictwa „Alchemist” miał być pierwotnie utworem tytułowym. Andrzej Czaplewski miał przeczucie, że zespół uczestniczy w alchemicznym procesie, lecz potem zmienił co do tego zdanie.

Skoro mowa o muzyce, warto wspomnieć, że w dwóch utworach pojawili się znamienici goście. W „Chasing Light” pojawił się Derek Sherinan, który wzbogacił utwór znakomitymi partiami instrumentów klawiszowych, stąd utwór ten obfituje w popisy jego gry. Momentami mamy wyraźne ukłony w kierunku Dream Theater. W ostatnim zaś utworze „Respite” gościnnie pojawia się Mark Richardson z Skunk Anansie. Ale tu już nie ma specjalnych niespodzianek.

Metamorphic to bardzo zróżnicowane, i równocześnie udane wydawnictwo. Dwie godziny muzyki, czy dobrze czy nie? Zależy jak na to patrzeć. Celem wydania albumu na winylu należałoby albo wydać trzypłytowe wydawnictwo, poskracać utwory lub z czegoś zrezygnować. Skrócenie albumu może fanom niezbyt pasować, a z kolei aż trzy krążki winylowe podniosą cenę. Różnorodność utworów powoduje, że w każdym coś się dzieje i słuchacze znajdą coś dla siebie. Mam jednak odczucie, że niektóre dłuższe kompozycje można było próbować rozbić na krótsze numery.

Nawiązania do stylu Comy czy Riverside (nota bene oba zespoły dzieliły scenę w Krakowie około 20 lat temu w Lochness) mogą sugerować próbę wypełnienia niszy pomiędzy tymi bardzo popularnymi zespołami. Jeśli Atan zająłby to miejsce, niewątpliwie mógłby się stać kolejnym popularnym zespołem, idąc w ślady wymienionych poprzedników. Oby tak się stało, gdyż jak widać – zespół rozwija się bardzo dynamicznie. Zdecydowanie polecam !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *